O nas

Moje zdjęcie
Cały kraj! Rozsypane wszędzie, Poland
Bloga prowadzi sześć wspaniałych dziewczyn, które piszą opowiadania i historyjki. Mają wspólne zainteresowania: mangę i anime. Dzięki jednej z nich się poznałyśmy, tą mangą jest "Skip Beat!". Dużo jej zawdzięczamy i bardzo ją lubimy. To my: - Ognista, - Karmel, - Kahowska, - _xXx_, - Ciekawostki, - Taka Sobie.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Dirty Pistols without Love 6.3

Nareszcie koniec rozdziału ^^ A początek wszystkiego. Mam nadzieję, że się spodoba Wam to co nabazgrałam i że będziecie czekać na więcej :D I gomen za to że takie krótkie. Sama chciałabym czytać dalej ale że nie napisałam więcej to dupa :( Ciężko coś napisać, kiedy zazwyczaj się tylko czyta to co inni piszą :P Przyzwyczajenia są straszne
 Kahowska
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy skończyłam swoją porcję odezwałam się bez jakichkolwiek emocji w głosie:
- Idę skończyć się pakować – i nie czekając na jego odpowiedź wstałam od stołu z naczyniami, by włożyć je do zlewu.
- Przynajmniej pod tym względem nie będę musiał już z tobą walczyć – odpowiedział śmiejąc się lekko. – Tylko niczego nie zapomnij bo ja się po to wracać nie będę.
- To chyba ty zapomniałeś czegoś mi oddać – skwitowałam jego odpowiedź ironicznie.- A może uważasz, że wszystko co moje należy też do ciebie?
- Ej, tym razem nie wiem o co ci chodzi. Nic nie zrobiłem.
Zrobił przy tym tak zdziwioną minę, że aż straciłam cały swój impet z jakim szykowałam się do ataku. Westchnęłam w zamian tylko lekko i zaczęłam:
- Chodzi mi o tą skrzynkę, którą dostałam w prezencie. Mógłbyś się już łaskawie nie wygłupiać i mi ją oddać? To nie jest wcale zabawne.
Zmarszczyłam tylko brwi, gdy jego reakcja tylko się pogłębiła. Wyglądał jakby naprawdę nie miał z tym nic wspólnego.
- Max…? – Powiedziałam niepewnie.
- Możesz mnie zabić, ale ja serio nic nie zrobiłem. Wczoraj leżała na stole jak cię odnosiłem do łóżka i jak wracałem się kłaść. Myślałem, że to ty ją rano zabrałaś, bo nie było jej na stole, więc nie poruszałem tego tematu.
- Nawet tak nie żartuj, Max. Serio nie jestem w humorze na takie żarty.
- Czy ja wyglądam jakbym żartował? Spójrz mi w oczy a sama się przekonasz.
Jego wzrok, postawa i ton głosu. Wszystko zdawało się potwierdzać, że mówi prawdę. Poza tym nie miałam przecież najmniejszego powodu, żeby mu nie uwierzyć. W końcu to on jako jedyny został ze mną po całym tym bajzlu jaki dział się wczoraj. I wtedy do głowy przyszła mi myśl. Ktoś tu wszedł, jak spaliśmy. Ktoś był w mieszkaniu. Ale kto… Czy to ta sama osoba, która zabiła ciocię Lizę? A jeśli tak, to czy …
W powietrzu uniósł się stanowczy głos:
- Nikogo oprócz mnie, ciebie i kota tu nie było. Jestem tego pewny.
- Jak możesz być tego taki pewny! Przecież też spałeś! – Zaczęłam wpadać powoli w panikę, spowodowaną możliwością wtargnięcia zabójcy do domu. – Więc jak możesz tak spokojnie wypowiedzieć te słowa!  Tu już nie chodzi o to czy masz dobry słuch czy nie! To jest…
Znowu przerwał mi opanowanym tonem:
- Nikogo innego tu nie było.
Spojrzenie jego zielonych oczu potwierdzało go. Przez chwilę wydało mi się nawet, że ich kolor stał się jeszcze wyraźniejszy i jakby coś błyszczało. Były wyrazem czystej pewności siebie, zaufania do własnych osądów i czegoś jeszcze… Czegoś, czego nie potrafiłam dokładnie określić… Jakby podekscytowania, adrenaliną wywołaną poczuciem, że stało się coś ciekawego i zapowiedzią dobrej zabawy z nutą dzikości. Już kiedyś widziałam to spojrzenie.  A no tak, widziałam kiedyś podobne w filmie o dzikich kotach. Miały taki sam wyraz oczu, gdy zaczynały polowanie na zwierzynę. Znacznie już spokojniejsza zwróciłam się do niego:
- Skąd bierzesz pewność co do tego osądu? Wytłumacz mi to dokładnie, bo nie jestem w stanie tego pojąć.
- Wielu rzeczy nie jesteś w stanie jeszcze zrozumieć, a jeśli zacząłbym ci teraz o tym wszystkim mówić, pewnie nie skończyłbym przed godziną naszego wyjazdu. Musisz po prostu uwierzyć mi na słowo. Jak już będziemy w Nowym Jorku i o wszystkim się dowiesz, wtedy nie będę musiał ci już tłumaczyć dlaczego to wiem. – Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i kontynuował. -  A skoro już się trochę uspokoiłaś, to chodź ze mną. Chce ci coś pokazać.
Po tych słowach wstał, złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu. Posadził mnie na fotelu i sięgnął po coś na stole.
-Wyciągnij lewą rękę i zamknij oczy.
Posłusznie wykonałam jego rozkazy. Następnie poczułam jak coś zimnego delikatnie dotyka mojego nadgarstka.
- Możesz już otworzyć.
Podniosłam powieki i zobaczyłam delikatną złotą bransoletkę-łańcuszek z serduszkiem z szmaragdowymi kamieniami na środku. Była śliczna. Spojrzałam się na Maxa, który patrzył na mnie z rozanielonym wyrazem twarzy.
- Wszystkiego najlepszego Elleonoro Eternlight z okazji twoich 19 urodzin. Chociaż spóźnione o dzień życzenia i prezent, to chyba się nie gniewasz zbytnio na mnie?- uśmiechnął się szeroko.
- Ja… Nie…. Nie wiem…. Co miałabym powiedzieć… Bo… hmm…
Czerwieniąc się szukałam odpowiedzi na jego zachowanie. Przecież nie mogłam przyjąć czegoś tak pięknego i drogiego. I wtedy mnie olśniło, dlaczego tak długo nie wracał. Szukał prezentu, który by mi się spodobał. Na tę myśl zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, spuściłam głowę do dołu i tym jeszcze prędzej chciałam mu oddać podarek.
- Wystarczy, że powiesz „Dziękuję.” i przyjmiesz ten mały upominek.
Popatrzyłam w jego oczy i zobaczyłam szczere rozbawienie. Nie mogąc już wytrzymać, rzuciłam się mu na szyję i powtarzałam to magiczne słowo wiele razy.
Gdy w końcu się od niego odkleiłam miałam łzy w oczach.
- Nie płacz głuptasie z takiego powodu, szkoda łez. Po prostu się uśmiechnij – powiedział delikatnie głaszcząc mnie po policzku. – A teraz idź skończyć się pakować a ja pozmywam i będziemy się powoli zbierać.
-Yhym – odparłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
Max puścił oczko i poszedł do kuchni. Jak za ciosem wstałam i poszłam dokończyć swoją robotę. Zgarnęłam niezbędne kosmetyki z łazienki i wrzuciłam do walizki. Obeszłam jeszcze raz wszystkie pokoje i stwierdzając, że raczej o niczym nie zapomniałam (oprócz ciągle zaginionej szkatułki), wyciągnęłam torebkę i spakowałam w nią dokumenty. Ciekawe, czy moje prawko będzie ważne w Ameryce?  A z resztą skoro tam można od 16 prowadzić to nawet jakbym musiała robić je jeszcze raz to nie będzie z tym większego problemu. Ale tak na wszelki… Może zostawię je w portfelu. Zdecydowawszy, że nie będę o tym dalej rozmyślać, wrzuciłam wszystko do torby i poszłam do kuchni zobaczyć jak tam idzie robota.
- I jak Geniuszu Zła, nadal żyjesz, czy może pokonały Cię już naczynia? – Powiedziałam żartobliwie.
- Też już skończyłem Moja Mroczna Pani. Czy masz jeszcze jakieś życzenia, które mógłbym spełnić w Twoim imieniu o Najłaskawsza? – Odpowiedział poważnym tonem i lekko się  ukłonił po czym podniósł z wyrazem ogromnego rozbawienia na twarzy. Postanowiłam ciągnąć tą szopkę dalej.
- Dziękuję Ci o Łaskawy Panie za Twą troskę. Zaiste kuszącą jest owa propozycja, jednakowoż nie jestem w stanie jej przyjąć, gdyż robiąc ten stos wykwintnie wyglądających kanapek na Nasz wspólny voyage spełnił Pan wszelkie me wymagania jakie kiedykolwiek mogłyby powstać w mej wyobraźni, za co jestem Szanownemu Mości Panu dozgonnie wdzięczna i ową przysługę zapamiętam skrupulatnie i nie omieszkam wynagrodzić w przyszłości.
Gdy tylko skończyłam swój wywód oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. Zabrałam reklamówkę z jedzeniem i wrzuciłam ją do torebki. Wróciłam do Maxa i powiedziałam, że już skończyłam się pakować. Pozakręcaliśmy jeszcze wszystkie zawory , wyłączyliśmy prąd i byliśmy gotowi do wyjścia. Przed zamknięciem drzwi rozejrzałam się ostatni raz po mieszkaniu. Co by jednak nie było, czułam smutek opuszczając miejsce, w którym żyłam przez tyle lat. Westchnęłam i z każdym kolejnym przekręceniem klucza czułam, że coraz bardziej ściska mi serce.
- Idziemy? – Spytał cicho towarzysz.
Przytaknęłam w odpowiedzi i ruszyliśmy w drogę, która miała odmienić moje życie raz na zawsze.

piątek, 3 października 2014

Dirty Pistol without Love Przeładowanie 6.2

Odłożyłam na stół kubek i znowu zajrzałam do lodówki.
- Kurde… Wyboru wielkiego to nie ma. Przydałoby się zajść do jakiegoś spożywczaka po ogórka lub coś tam innego…
-Faktycznie nie za ciekawie, jeśli chodzi o wyposażenie… - powiedział Max zza mojego ramienia. Nawet nie usłyszałam jak wchodził. Ten człowiek kiedyś doprowadzi mnie jeśli nie do zawału, to na pewno do jakiejś paranoi prześladowczej.
-Mógłbyś się z łaski swojej tak nie zakradać do mnie? – burknęłam podirytowana.
-Oj daj już sobie na wstrzymanie. Nawet nie mogę już do lodówki jak człowiek zajrzeć?
-Możesz, ale nie musisz przy tym wyłaniać się zza pleców jak jakiś psychopata. Straszysz tym normalnych ludzi.
-Że niby ty jesteś normalna? – Zaśmiał się. Jak ja nienawidzę tego jego głupkowatego uśmieszku.
- Dzięki, wiesz? Może już lepiej wrócisz do salonu i nie wiem… Zostaniesz tam na zawsze?- Rzuciłam ironicznie robiąc do tego słodką minkę.
Poczułam jak jego ręce obejmują mnie w talii i jak zbliża swoje ciało do mojego. Zrobiło się momentalnie gorąco. Wiedziałam podświadomie, że coś takiego zaraz się wydarzy.
-Ehhh… Faceci. – Westchnęłam, poczym uszczypnęłam go w dłonie. Zabrał swoje ręce i podniósł je w górę w geście rezygnacji.
-Ałł…. Dobra, rozumiem aluzje. Tamto było jednorazowe i nic więcej się nie wydarzy. A teraz pójdę do sklepu, a ty za ten czas wyczarujesz jakieś śniadanie dla nas dwojga, okay?
-Spoko. Taki układ mi pasuje – uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam do studiowania zawartości lodówki.
-Mam kupić coś konkretnego, czy zdajesz się na mnie?
Nie odrywając wzroku od , i tak już prawie pustego, chłodzącego pudła zaczęłam wymieniać listę produktów, które z chęcią zobaczyłabym jako moje śniadanie.

-To wszystko? – Spytał Max, popijając kawę. – Bo jeśli tak, to ja się zbieram i lecę do sklepu. Trochę mi pewnie zejdzie, nie znam jeszcze zbyt dobrze tej okolicy.
-Tak, powinno być wszystko. Poza tym powinno ci pójść całkiem szybko biorąc pod uwagę, że całą listę znajdziesz w supermarkecie dwie ulice dalej. Pasuje ci jajecznica na śniadanie? – Zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
-Zdaję się na ciebie. Mam tylko nadzieję, że nie dosypiesz mi niczego dziwnego do niej.- zaśmiał się. – Dobra, to ja lecę do tego sklepu. - Odłożył kubek do zlewu i poszedł w stronę łazienki. Po pięciu minutach był już w przedpokoju i ubierał buty.
-Max?- Zawołałam z kuchni.
-Co jest? Mam coś jeszcze kupić? - Odpowiedział nie przerywając zakładania obuwia.
-Nie, nie o to chodzi. Masz przy sobie komórkę?
-A no mam. A po co Ci ona?
-Zapisz sobie mój numer i jak będziesz wracał, zadzwoń, żebym mogła zacząć smażyć tą jajecznicę. No chyba że chcesz zimną jeść.
-Mam go już od jakiegoś czasu. – Powiedział opierając się o ścianę przy wejściu do kuchni. – Nie ma sprawy, zadzwonię. Zresztą ty też masz mój numer na telefonie. Będziesz wiedziała, że to ja dzwonię.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Skąd niby mam twój numer? Nie pamiętam, żebym dawała Ci swój, a co dopiero zapisywała twój.
-Wczoraj, jak zaniosłem cię do łóżka, zostawiłaś telefon w salonie, więc wpisałem swój numer i zadzwoniłem. I takim oto magicznym sposobem masz mój numer, a ja twój.- Mówiąc to robił zadziorną dziecinną minę. Nie sposób było się na niego złościć. Uśmiechnęłam się.
-Dobra, idź, bo jak tak dalej będziesz się zbierał to sklepy wszystkie pozamykają.
-Niedługo wrócę. – Uśmiechnął się.
-Idź już. – Odpowiedziałam lekko się śmiejąc.
Odprowadziłam go do drzwi i pomachałam jak wychodził. Puścił mi w odpowiedzi oczko i zniknął  na niższym piętrze. Wróciłam do kuchni, wyjęłam z lodówki jajka i szynkę. Jajka odstawiłam na blacie do ogrzania i zabrałam się do poszukiwania cebuli. Gdy znalazłam i to, pokroiłam ją oraz mięso i wstawiłam wszystko do lodówki. Stwierdziwszy, że to było już wszystko co mogłam zrobić wcześniej, zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze zostało mi do zrobienia. –Może zacznę się pakować? – To była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Gdy tylko sobie to uświadomiłam, wiedziałam już, że Max wygrał ze mną tą bitwę. Jadę i nic tego nie zmieni, czy tego chcę, czy też nie.  Wyciągnęłam starą torbę z szafy  w moim pokoju , położyłam ją na podłodze, a na łóżko zaczęłam wykładać rzeczy, które są mi niezbędne. Majtki, skarpetki, staniki, rajstopy, bluzki, swetry, spodnie, spódnice. Gdy wszystko włożyłam do torby, nie zapełniła się jej nawet połowa. Zawsze miałam mało ubrań i nie przywiązywałam uwagi do mody. Ale zawsze wyglądałam normalnie, niczym się nie wyróżniałam. Szara szafa dla szarej dziewczyny. Pasowało idealnie. Aby dopełnić miejsca w torbie zapakowałam ulubiony płaszcz zimowy, dwie pary rękawiczek, czapkę i szalik. – Co by tu jeszcze zabrać? Buty! W Nowym Jorku raczej nie chodzi się na bosaka. – I tak para kozaków, klapek i sandałek została dodana do całego tego bałaganu. Teraz w torbie zostało już niewiele miejsca. Dorzuciłam jeszcze małą skrzynkę z biżuterią cioci na pamiątkę i skończyły mi się pomysły. Nagle mnie olśniło. Nigdzie nie widziałam jeszcze mojego „prezentu” urodzinowego. Max musiał to gdzieś schować. Tylko gdzie? Przeszukałam salon, mój pokój, kuchnię, łazienkę, przedpokój, dosłownie każdą półkę i skrytkę, i nic! -  Gdzie to do cholery jest?! Czy ten człowiek zawsze musi się tak rządzić?  Do tego jestem głodna! Zaczyna mi już burczeć w brzuchu! Co on robi tak długo na zakupach?! Minęło już półtorej godziny!? Piecze on tam chleb czy co?! – Jak na zawołanie odezwał się dzwonek telefonu. Poirytowana odebrałam i rzuciłam ostre :
 -Słucham!
-Możesz już zaczynać robić tą jajecznicę, będę za 5 min, klucz mam, więc nie musisz mi otwierać. – Zamurowało mnie.
-Skąd masz klucz?! – Krzyknęłam nie mogąc już opanować złości na niego.
-Wziąłem sobie – odpowiedział spokojnym tonem. – Masz z tym jakiś problem?
-Nieważne. Pospiesz się. – Rzuciłam do telefonu i się rozłączyłam.
Poszłam do kuchni, wyjęłam patelnie i zaczęłam smażyć pokrojoną wcześniej szynkę, dodając kolejne składniki. W międzyczasie wstawiłam wodę na herbatę i  pokroiłam świeże listki bazylii. Gdy kończyłam smażyć jajecznicę, do mieszkania wszedł Max z zakupami. Rozebrał się, przyszedł z zakupami i zaczął rozpakowywać zakupy. Przyglądałam się temu co kupił, gdy nakładałam na talerze danie. Ogórki, pomidory, chleb, masło, szczypiorek, sałata, ser, wędlina, mleko i śmietana. Nie wierzyłam własnym oczom.
-I kupienie tego wszystkiego zajęło ci tyle czasu?- Spytałam zdezorientowana.
-Tak – odpowiedział bez chwili zawahania, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
Nie mogąc wyjść z podziwu, jakim cudem zajęło mu to tyle czasu, skończyłam robić śniadanie i herbaty. Zjedliśmy w milczeniu. 

------------------------------------------------------------------
Podróżowanie pociągiem wpływa pozytywnie na pisanie dalszych części. Wiem wiem, długo była posucha ale w końcu jest i woda :) Na każdej pustyni jest przynajmniej jedna oaza! A tak serio, gomen za taką długą przerwę. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone.

Kahowska

wtorek, 16 września 2014

Prośba o szczyptę pomocy!

Jestem fanką koreańskiej grupy NU'EST i właśnie z tym zespołem wiąże się moja prośba.

NU"EST będzie miało możliwość wystąpienia w Polsce, a dokładniej... Gdy zbierzemy dużo głosów, to NU'EST wystąpi w Polsce, w naszej Warszawie! Oto link, pod którym można złożyć swój głos: http://m2t.tv/sjs

Bardzo proszę o pomoc, aby jedno z moich marzeń mogło się spełnić :) Pomóżcie mi i innym k-pop'owym fanom ^.^

Z góry dziękuję za pomoc!
Jeżeli masz możliwość, bądź chcesz nam jeszcze bardziej pomóc, to proszę o udostępnianie tego linku dalej... Wtedy więcej osób będzie wstanie nam pomóc, a może sami zechcą wybrać się na koncert?

czwartek, 7 sierpnia 2014

"Proszę wróć..." część piąta

Okiem Naru...
Widziałem jak Bibi siedząc na podłodze wdychała papierosa.
Nie mogłem nic zrobić. nagle przypomniało mi się jak się poznaliśmy.
To było gdy ja i Gene pierwszy raz przyjechaliśmy do Polski. Byliśmy dzieciakami jeszcze.
To była podobna scena. Siedziała na podłodze i trzymała głowę jakby ją coś bolało.
W jej oczach była taki strach i cierpienie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem do niej podejść ale to Gene to zrobił i przytulił ją. Byłem zły, że nie mogłem tego zrobić. Potem okazało się ze jej rodzice i nasi się znają. Gdy okazało się że jest starsza byliśmy obaj zdziwieni ponieważ była taka malutka i drobniutka jak na swój wiek. Jednakże to co nas ujęło najbardziej to jej oczy. Niesamowicie duże i stalowoszare chociaż jak było słonecznie robiły się takie niebieskie jak niebo.
-Przestań o tym myśleć Olivier- z moich rozmyślań wyrwał mnie jej głos.
-Jakoś mi się przypomniało- podrapałem się w głowę.
-Nie martw się tez to pamiętam- uśmiechnęła się smutno.
-Czy to znaczy, że potrafisz też czytać w myślach?- starałem się być spokojny.
-To zalezy wiesz- tym razem wstała i podeszła do czajnika. Zaczęła robić jakieś ciepłe napoje.
Postanowiłem, że zostawię ją, a jak już wszystko będzie w porządku omówimy całą sytuację w związku z Mai.
Okiem Mai....
Wciąż byłam sama tamta zjawo podobna dziewczyna nadal się nie pokazywała nawet jak ją wołałam. Z jakiegoś powodu czułam, że ona i ja mamy ze sobą coś wspólnego. Wciąż trzymałam w głowie obraz tamtego czarnowłosego. Nie chciałam stracić chociaż tego jednego ponieważ nie umiałam sobie nic przypomnieć. Wstałam i podeszłam do szklanej ściany. Przykładając dłoń do szklanej tafli poczułam coś na kształt ciepła w sercu. Nie znałam tego uczucia i jednocześnie miałam wrażenie, że wypełnia mnie już od dłuższego czasu.
Jestem głupia  naprawdę ponieważ dopuściłam do tego aby stracić wszystkie wspomnienia.
Ujrzałam swoje odbicie w szybie. Moja twarz?! Jezu jak to możliwe?
Ona i ja wyglądamy identycznie. Byłam w sumie w szoku, ale gdzieś w środku czułam, że coś nas łączy.
-Czemu mi nie powiedziałaś?!- krzyknęłam gdzieś w przestrzeń.
-Ja nie muszę nic mówić i tak zapomnisz i tak juz stracisz wszystko- ostry i zimy głos nadszedł jakoś tak jakby ze wszystkich stron naraz.
Rozejrzałam się nie wiem, który raz po tym dziwnym pomieszczeniu. Nie wiele w sumie się zmieniło no może oprócz faktu iż nie zasypiam w obawie przed tym co się może wydarzyć.
-Jestem już zmęczona twoją dziwną grą proszę wypuść mnie- byłam załamana.
Okiem Naru...
Poruszała się dość swobodnie mimo problemów jakie miała wcześniej.
Jakoś tak napatrzeć nie mogłem. Zmieniła się dość aby mnie zaskoczyć.
-Otrząśnij się łatwo mozna cię teraz rozszyfrować- powiedziała nagle wyrywając mnie z moich myśli.
-Ty nie martw się o moją osobę dam sobie świetnie radę- odpowiedziałam spokojnie. W środku mnie jednak szalało tornado.
-Powinieneś wiedzieć, że to na mnie nie działa, a zwłaszcza w twoim przypadku- tym razem nie byłem w stanie nic powiedzieć. Spojrzałem na Lin'a w momencie gdy ten spoglądał właśnie na Bibi.
No cóż jakoś nigdy nie doszło do czegoś między nimi odkąd pierwszy raz się spotkali, ale fakt iż on na nią patrzy, a ona na niego... nie to tez jego wina w sumie.
No cóz nie zagłębiajmy się w ten temat.
Nagle zwróciłem uwagę na fakt iż Bibi ma zabandażowaną rękę. Przypomniało mi się jak czasami się krzywdziła aby sie uwolnić z dręczących ją wizji. Nagle cos mnie tknęło.
-Bibi nie możesz!- krzyknąłem właśnie w momencie gdy zobaczyłem jej przerażony wzrok i nóż w ręce.
Doskoczyłem do niej mimo iz była w kuchni w jej świątyni. Nagle jakaś niesamowita siła odrzuciła mnie na kanapę w dużym pokoju tuz naprzeciw.
-Nie rób tego!- krzyknąłem. Zobaczyłem jej wzrok. Był tak zamglony z bólu.
-Cholera Lin musisz  to przełamać- spojrzałem na niego, a on na mnie i już zaczął coś szeptać.
Nagle Bibi sama się ocknęła więc ja i Lin podeszliśmy do kuchni.
-Noż cholera jasna, ale się wystrachałam na maksa- jej zmęczony ton mówił sporo. Inni tylko patrzyli dość zdziwieni je zachowaniem i moim w sumie tez.
Pozostawię im to do przemyślenia.
Okiem Bibi...
Noż kurde to było straszne. Nie byłam nawet sama się z tego uwolnić. Ta zła energia, która jakby otacza tą dziewczynę, Mai czy jakoś tak, nagle mnie ogarnęła. Musiałam się nieźle wysilić aby nie zostać przez nią opętana. Widziałam jak Olivier cos krzyczał i nagle jak odbił się od bariery. Czułam taką niemoc i bezradność, ale ten ból taki zimny i straszny. Nie wiedziałam co mam robić na szczęście to była sekunda i dość szybko uwolniłam się sama. Niestety reszta tutaj zgromadzonych spojrzała zmartwiona i przerażona na moją osobę.
-Proszę nie martwcie się o mnie- spojrzałam na Lin'a. Czułam te jego ledwo utrzymaną spokojną postawę. Lekko się zarumieniłam gdy spojrzał  w moje oczy.
Noż kurde noo że tez on musiał serce mi złamać nooo.
Zakochana po uszy w nim jestem do tej pory a nie mam pojęcia mimo wszystko co on do mnie czuje i zawsze ten obowiązek opieki nad paniczykiem od siedmiu boleści. No dobra przesadziłam ponieważ wiem czemu to robi wiem tez z czym boryka się Olivier jednakże czasem to no.. nie wiem ...  zresztą nieważne. Zamknęłam oczy i wstałam.
-Powinnaś odpocząć- usłyszałam zatroskany głos Lin'a.
-Nie jestem aż tak słaba-  nawet na niego nie spojrzałam.
Czułam, że jestem w jakimś stanie rozpoznać miejsce gdzie jest ta dziewczyna.
-Pakujemy się musicie gdzieś ze mną pojechać- powiedziałam nagle zbierając się do wyjścia. Mito pobiegł za mną jakby wiedział, że wychodze.
Wszyscy wyszli a za nimi zamknął się być może ostatni bezpieczny zakątek. Bibi chłonęła zimny podmuch wiatru nagle wyczuwając niebezpieczeństwo odwróciła się by ujrzeć czarną niczym proch, chmurę lecącą w ich kierunku. Jako jedyna nie siedziała w samochodzie zatem zamknęła drzwi oraz stworzyła barierę chroniącą niestety sama nie uniknęła ciosu.
Co będzie dalej?


***
Nareszcie coś wymodziłam:D
Witajcie po przerwie
~Ognista~



niedziela, 9 marca 2014

Zawieszony.

Jako że na stronie od ośmiu miesięcy nie pojawił się nowy wpis, blog zostaje zawieszony do odwołania.
Przepraszam tych, którzy byli z nami i nas wspierali oraz osoby, które czekały na kolejny post.

- Karmel

sobota, 6 lipca 2013

"Proszę wróć..." część czwarta.

W Polsce...
Obudziłam się minute przed siódmą rano. Spodziewałam się, że Olivier do mnie zadzwoni za chwilę więc zaczęłam sobie kawę robić. Stojąc tak przy czajniku zamyśliłam się.
Nie mam zamiaru zatapiać się we wspomnienia ponieważ przynoszą tylko kilka bolesnych kłuć  w serce. Właściwie bliźniaków poznałam jak byłam mała. Obaj młodsi ode mnie. Mam już 23 lata więc właściwie Olivier ma już 19. Żal mnie lekko ścisnął na wspomnienie telefonu potwierdzającego wszystko co wiedziałam.
Eugen, chłopak z charakterem jakiego można pozazdrościć czasem. Szczery i wesoły.
Szkoda, że Gene mnie nie posłuchał i pojechał do Japonii. Wiedział już sam co się stanie.
Minuta minęła szybko. Telefon znów zadzwonił.
-Co masz na swoją obronę?- zapytałam bez zbytnich konwenansów i powitań.
-Właściwie chodzi o jedną książkę- zaczął i przerwał ponieważ wiedział doskonale, że ja już wiem.
-Nie mylisz, że teraz jak na skrzydłach przylecę do Japonii by ci pomóc co?- byłam dość nieugięta. Olivier wiedział jaki był tego powód. Sam doskonale musiał zdawać sobie sprawę jak bardzo byłam wściekła na niego.
-Proszę pomóż mi- te słowa tak mnie zaskoczyły, że mało co telefonu nie upuściłam. Ta aaa właśnie on potrafił zrobić coś czego się nie spodziewałam.
-Dobra, ale właściwie to ja nawet do was lecieć nie muszę to raczej wy musicie przylecieć do mnie- wiedziałam co mówię. Niestety mój dar widzenia w przyszłość nie zawsze mówił mi wszystko. Wiedziałam tylko, że ta dziewczyna jest w Polsce. Przyleciała tutaj samolotem jakiś czas temu i potem jakby okryła się ciemnością. Tyle byłam w stanie powiedzieć na ten temat.
Powiedziałam o tym Olivierowi.
-Jak to możliwe wszyscy myślą, że jest tutaj- jego polski był naprawdę dobry najwyraźniej ćwiczył. Chociaż szło wyczuć akcent. Jakoś tak mnie to nie dziwiło.
-Pozwól mi powiedzieć iż wiem co wiem i tyle, a ty będziesz musiał tu ruszyć swoje cztery litery wraz z tymi swoimi przyjaciółmi- wiedziałam co zaraz powie i dlatego się z nim podrażniła.
-Oni nie są moimi przyjaciółmi tylko pracujemy razem- jego ton chłodny i rzeczowy. Zawsze w ten sposób okazuje uczucia.
Jest opryskliwym dzieciakiem nie powiem.
-Czyżby?- mój ton mówił wiele. Nic nie odpowiedział.
Usłyszałam w tle jakieś głosy. Mówili po japońsku więc i tak nie zrozumiałam. Nie umiem tego języka i nawet nie chce się go uczyć.
Za jakieś pół godziny wpadną dziewczyny więc musiałam się przygotować do wyjścia.
-Olivier muszę kończyć zaraz przyjdą dziewczyny więc muszę się przygotować, a ty jak będziesz tu leciał to napisz mi esa ponieważ nie wszystko jestem tak w stanie przewidzieć wierz mi, a i powiedz długowłosemu wysokiemu kolesiowi aby nie zapomniał śpiwora bo nie mam aż tak dużo łóżek do spania- skończyłam rozmowę. Po prawdzie wiedziałam kiedy Olivier będzie tylko specjalnie poprosiłam go o wiadomość.
Poszłam pod prysznic.
Tymczasem w biurze...
-Co sądzicie o wyjeździe do pewnego kraju?- Naru rozejrzał się po zebranej grupie.
-Co masz dokładnie na myśli?- Bou-san drapał się po głowie ze zdziwieniem na twarzy.
-Właściwie to przed chwilą rozmawiałem z pewną dziewczyną ponieważ ta książka, która Madoka mi podała jest właśnie od niej i pogadaliśmy chwilę- zdziwienie na twarzach obecnych było jeszcze większe.
-No dobra i ona coś mówiła, ale my nie zrozumieliśmy ani słowa- Bou-san jak zwykle bezpośredni.
-Właściwie ta dziewczyna ma dar widzenia w przyszłość i mieszka w Polsce jak już wspomniałem rozmawialiśmy i ona mówiła, że Mai jest w jej kraju- Naru tym razem podszedł do półki z książkami sięgając po tę wcześniej omawianą. Chwilę ją reagował i usiadł na fotelu.
-No dobra, ale czy to nie oznacza iż Mai poleciała samolotem?- Ayako podeszła do czarnowłosego.
-Tak właśnie mi powiedziała moja rozmówczyni- potwierdził.
-Wychodzi więc na to, że musimy lecieć do tej Polski tak?- John był troszkę zagubiony w tym wszystkim, ale starał się nadążyć.
-Tak musimy tam polecieć jeśli mamy znaleźć Mai- chłopak wstał i podszedł do Lin-sana.
-Słuchaj musimy się pospieszyć Bibi wspomniał tez o czarnej przestrzeni czy jakoś tak nie byłem pewny czy zrozumiałem dobrze- Naru trudno się było przyznać, że jeszcze nie potrafi aż tak dobrze polskiego w końcu nadal się go uczy.
-Dobrze a więc zacznę przygotowania, a kto jeszcze będzie nam towarzyszył?- Lin słyszał moją rozmowę z Bibi więc wiedział, że nie polecimy większą grupą.
-Zapewne pojadą Bou-san, Masako i Ayako ale nie wiem jak John ponieważ w końcu jest księdzem prawda zapewne ma jakieś zobowiązania- nie wiedziałem czy powinienem go zabierać. Nagle zadzwonił telefon. Madoka odebrała, ale jej zdziwiona twarz mówiła mi iż to musiała być Bibi. Ona nie zna japońskiego.
Podszedłem do telefonu.
-Słuchaj mały głupku zabieraj wszystkich ja nie mam zamiaru nawet ci mówić co masz robić nie jestem twoją matką jasne!- jej krzyk był donośny. Potrafiła się nieźle drzeć jak chciała.
-Wszystkich a mianowicie kogo masz na myśli?- tym razem chciałem postawić na swoim.
-Idiota tyle ci powiem tych co zawsze i nie przejmuj się na pewno się zgodzą, a teraz idę dalej pić kawę- i się rozłączyła.
Zawsze się zastanawiałem czy ona czyta w myślach, ale to byłoby już za dużo.
Miała swoje ograniczenia jeśli chodzi o dar i ja o nich wiedziałem, ale to tylko dlatego, że mi o nich powiedziała. Od małego wiedziała, że jest w jakimś stopniu inna. Mimo to prowadziła  normalne życie. Wiedziała jednak więcej niż inni i dlatego bywało czasem jej trudno. Jak na przykład gdy widziała jakiś wypadek lub inne podobne zdarzenia. Teraz też w jakimś stopniu je przezywała, ale już nie okazywała tego płaczem jak wcześniej.
Odrzuciłem z głowy wspomnienia i zacząłem omawiać kwestię wyjazdu i tym podobnych spraw.
Po jakimś czasie siedziałem już u siebie i czytałem wszystkie fakty jakie zdołano zebrać.
-Naru już wszystko gotowe powinniśmy się już zbierać- usłyszałem Lin'a.
-Już- wstałem spokojnie ubrałem się i wyszedłem za Lin'em.
Gdy już podjechaliśmy na lotnisko wszyscy czekali. Podszedłem do Bou-sana.
-Mam nadzieję że zabrałeś śpiwór jak mówiłem wcześniej?- byłem pewien, że go nie wziął.
Jednakże Bou-san pokazał pakunek.
-Dobra to lecimy- rzekłem spokojnie i udaliśmy się do terminala.
Okiem Mai...
Cały czas zastanawiam się dlaczego tamta osoba tak bardzo mnie nienawidzi. Myśląc o tym coś mnie tknęło.
Jakby coś jeszcze pojawiło się w mojej głowie.
Wysoki chłopak o twarzy bez wyrazu. Jego spojrzenie poważne.
Czarne włosy jak i ubranie. To były jakieś obrazy chyba wspomnienia, ale pewna nie byłam.
-Kim jesteś?- zapytałam na głos. Nawet nie wiedziałam, że to zrobiłam.
-Jak myślisz ile czasu minie zanim zapomnisz o wszystkim?- zimny głos znów pojawił się tuż obok mnie. Spojrzałam w bok i ujrzałam tę dziewczynę. Teraz lepiej ją widziałam. Była ubrana w czarną suknię i płaszcz. Miała długie proste czarne włosy i koronkę na głowie. Nie wiem co to było ale wyglądała jakby była w żałobie.
-Powiedz mi kim ty jesteś?- wolałam nie odpowiadać na jej pytanie ponieważ nie miałam zamiaru się poddać jej dziwnym sugestiom.
-Już ci powiedziałam, a ty nadal nie wiesz zastanów się nad tym- jej głos ciął niczym ostry nóż. Aż mnie skóra piekła.
Odsunęłam się od szklanej ściany i usiadłam na łożu.
-Powinnaś się zastanowić jak bardzo ty jesteś zagrożona poprzez brak pamięci- gdy to usłyszałam spojrzałam na nią, a ona zmieniła się w czarną chmurę i znikła gdzieś pod kopułą.
-Jesteś podła i wypuść mnie w końcu!-zdążyłam jeszcze tylko krzyknąć.
W Polsce...
Ach nareszcie w domku. Zrobiłam sobie ciepłą herbatkę. Wiedziałam, że jutro mam się spodziewać całej bandy. Kurde nooo jak można mi tak mieszać w życiu co?!. Mam dość ale no cóż nic nie poradzę na fakt iż to dzięki mnie Olivier zdołał w ogóle rozwiązać sprawę kiedy był w kłopocie.
Jak mu ciężko było gdy musiał na mnie polegać.
Pijąc herbatkę i oglądając telewizję zastanowiłam się czemu im tak zależy na tej dziewczynie. Nawet nie wiem jak ona ma na imię. Tak mam ograniczenia jeśli chodzi o mój dar. Nie wiem jak osoba się nazywa i nie wiem dokładnie gdzie jest oraz jaką jest osobą. Wiem tylko jak wygląda i gdzie przebywała wcześniej.
Jakoś tak wiele innych drobnych rzeczy mam lub nie mam dzięki mojemu darowi.
Nie wiedząc dlaczego tak bardzo im na niej zależy.
Nie jestem zazdrosna. Jedynie zastanawia mnie to, że Olivier chce ją znaleźć.
Bywa czasem tak, że wiem coś więcej np.: co osoba myśli, ale te myśli bywają bardzo intensywne więc łatwo można je odczytać. Potrafię też odczuwać to samo co inni, ale też zależy od intensywności ich wydzielania przez daną osobę.
Powinnam się przygotować do ich przybycia ponieważ przylecą na lotnisko w Katowicach ponieważ będzie im bliżej do mnie.
Wstałam i zaczęłam sprzątać. Jakoś tak bardziej przeczuwałam niż wiedziałam, że to staje się coraz poważniejsze.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Podeszłam do drzwi i ujrzałam Kaho. Moja dobra przyjaciółka. Już jakiś czas temu odkryła mój dar i mimo wszystko mnie nie opuściła i nie prosiła o to aby jej mówić co ją tam może spotkać.
-Kaho, a co ty tu robisz przecież miałaś być już w samolocie do Londynu?- byłam tak zdziwiona, że aż się wystraszyłam. Jak to możliwe, że nie przewidziałam tego zdarzenia?.
-Nieważny ten Londyn jakoś dam radę, ale coś mnie tknęło w związku z tobą i dlatego postanowiłam, że przełożę wyjazd- weszła do mieszkania i przywitała się z moim psem. Mito to jeszcze szczeniak więc świrował aż miło.
-Dobra, a co masz na myśli?- zapytałam zupełnie nieświadoma jej zachowania.
Starałam się skupić. Jak mi się udało wtedy wszystko do mnie dotarło.
-Kurczę Kaho powinnaś była się mną tak nie przejmować po prostu będę od jutra bardzo zajęta wiesz- chciałam aby odpuściła i poleciała do Londynu. Jej narzeczony w końcu czekał na nią prawda. Mieli spędzić razem dwa tygodnie.
-Wiesz, że on poczeka więc się nie martw- wkurzyłam się. Przeze mnie nie będzie mogła spotkać się z ukochanym.
-Cholera Kaho planowaliście to już od dłuższego czasu weź się mną nie przejmuj poradzę sobie- naprawdę zezłościłam. Zobaczyłam, że Kaho też się wkurzyła. Wyszła bez słowa.
Westchnęłam zmęczona tą rozmową. Przestałam się skupiać i poddałam wszelkim naciskom z jakimi zawsze walczyłam, aby móc normalnie funkcjonować.
Naraz moja głowę zalała fala wszelkich obrazów związanych z ludźmi, którzy mnie otaczali lub, których po prostu znałam.
Widziałam zdarzenia jakie dość okrutnie mnie potraktowały. Pobiegłam do kuchni złapałam za nóż i pocięłam sobie dłoń aby się w końcu uwolnić. Ból pomaga się obudzić.
Wszystko zniknęło. Odetchnęłam z ulgą. Moja głowa sprawiała wrażenie jakby miała odpaść.
Położyłam się i oddałam w ręce Morfeusza...
Okiem Naru...
Siedzieliśmy już wszyscy w samolocie do Polski. Wiedziałem gdzie będziemy lądować oraz jak dostać się do Bibi. Ona w zasadzie nie zmieniła miejsca zamieszkania od lat. Mieszka w rodzinnym mieście od urodzenia. Chociaż mieszka sama.
Ciekawe jak wygląda.
Godziny mijały. Nie umiałem spać więc zabrałem się za materiały. Czytałem je i starałem się to wszystko poukładać.
Wychodzi na to, że Mai już jakiś czas miał problemy. Widocznie myślała, że nikt niczego nie zauważy. Każdy jednak zwrócił uwagę na zmiany jakie zaszły w tej dziewczynie.
Nastał ranek promienie słońca przebijały się przez zasłony okien samolotu.
Powinienem się przespać jeśli nie chce trafić na jej zły humor.
W Polsce...
Jakoś się nie wyspałam, ale to była moja wina. Na szczęście pogadałam z Kaho i wybaczyła mi mój wybuch złości. Wiem wiem martwi się o mnie. Jednakże nie chcę aby rezygnowała z czegoś tak ważnego dla mnie.
Zadzwonił mój telefon. Wiedziałam, że zadzwoni tylko czekałam.
-Słucham- mój zaspany głos pewnie dał rozmówcy sporo do myślenia.
-To ja- jego głos sprawił iż od razu stałam się zła. Hmmm ciekawe dlaczego:P
-Wiesz się zastanawiam czy powiadamiać cię że jesteśmy już w Polsce na lotnisku w Katowicach- był spokojny.
-Jakoś mnie to nie dziwi przecież z Katowic masz do mnie zdecydowanie bliżej chociaż Wrocław też nie jest tak daleko, ech nieważne wsiadajcie do pociągu poczekam na stacji na was- jakoś tak przestałam się już boczyć na tego chłopaka. Nie nazwę go mężczyzną na pewno nie.
-Dobrze to do zobaczenia- pożegnał się i rozłączył. Spojrzałam na mieszkanie i zobaczyłam iż w kuchni mam wielka plamę krwi. No tak zapomniałam posprzątać. Zabrałam się za sprzątanie i po jakiejś godzinie dziwnego czyszczenia całego mieszkania, sama nie wiem po co tak właściwie, zrobiłam sobie kawę dopiero.
-Za godzinę będą co?- westchnęłam i poszłam pod prysznic. Po wszystkim dokończyłam kawę i wyszłam z psem. Powoli szłam na stację doskonale wiedząc jak Olivier będzie narzekał na nasze PKP. Nie znosił jeździć pociągami w tym kraju. Zresztą paniczyk woli samochody.
Nieważne. Miałam swoje autko, ale na stację mam 5 minut piechotą, a oni niech się pomęczą z bagażem.
Zaśmiałam się na myśl iż Olivier będzie wściekły jak się dowie, że mam prawko, a nie podjechałam po nich autem.
Po jakich piętnastu minutach powolnego spacerku doszłam na stację. Spojrzałam przed siebie i zaczęłam iść na drugi peron.  Wiedziałam, że zaraz nadjedzie pociąg więc usiadłam na jednej z ławek.
Wzięłam głęboki oddech. Mito siedział obok ławki i popiskiwał ponieważ chciał pobiegać. Niestety nie mogłam go odpiąć ze smyczy.
Nagle głos oznajmił iż zaraz na drugi peron wjedzie pociąg. Wstałam i spojrzałam w kierunku nadjeżdżające pociągu. Wyczułam dość silne uczucie beznadziei. Skupiłam się i zrozumiałam, ze chodzi o fakt iż nic się zupełnie nie rozumie. Spojrzałam na jedno z wyjść i ujrzałam ich. Wiedziałam jak wyglądają, ale nie znam imion. Podeszłam do nich uśmiechając się do nich. Pierwszy z nich wysoki i z długimi włosami w kucyk spiętymi, stanął i rozejrzał się. Nie podeszłam na tyle blisko by wiedział że to ja tylko czekałam na Oliviera.
Po nim wyszedł jakiś młody chłopak na oko dwudziestoletni to właśnie on był taki zdezorientowany.
Potem była młoda dziewczyna w krótkich czarnych włosach tylko się rozejrzała i już wiedziała o kilku duszach uwięzionych na tej stacji. Zakryła twarz chusteczką. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Wiedziałam jak oni zareagują na mnie jak się dowiedzą , że ta zwykła dziewczyna to już dorosła kobieta i to starsza niż wygląda.
W końcu wyszedł Olivier, a zanim Lin. Na końcu wysiadła kobieta, która dość obcesowo  musiała komentować ten środek lokomocji.
Mimo tych kilku lat Olivier nie zmienił się w ogóle. Stałam i czekałam aż w końcu mnie dojrzy. W środku byłam trochę zła na niego nadal, ale mimo to ucieszyłam się. Chciałam podejść, ale nagle coś mnie zatrzymało. Rozejrzałam się i ujrzałam to czego się chyba w jakimś stopniu spodziewałam. To było uczucie, które przybrało formę ludzkiego kształtu.
Właściwie to dlatego Olivier dostał ode mnie książkę na ten temat.
Jeszcze jedno Olivier nie cierpi jak mówię do niego po imieniu. Wiem o jego dość specyficznej ksywce nadanej mu przez jego brata, ale specjalnie go tak nie nazywam.
W końcu Lin jako pierwszy mnie poznał i podszedł do mnie.
-Bibi jak miło cię znowu widzieć- zarumieniłam się lekko ze szczęścia.
-Cześć Lin szkoda tylko, że w takich okolicznościach- spojrzałam za Linem i zobaczyłam lekkie zdziwienie na twarzy Oliviera. Chyba zajarzył, że ja to ja. Podszedł powoli.
-Wiesz co jak co ale wątpię abym aż tak się zmieniła, żeby mnie nie rozpoznać- rzekłam z udawanym wyrzutem. Podałam mu rękę, a on ją tylko ścisnął. Potem już było przedstawianie i  ogólnie mały chaos i zdziwienie jakie przewidziałam.
Bou jeśli dobrze zapamiętałam polubił mojego psa i z wzajemnością. Jak chciałam go pociągnąć by iść dalej Mito uparł się i przykleił do długowłosego. Czułam wokół siebie dość sporo zaciekawionych spojrzeń.
Zaczęliśmy iść do mojego mieszkania.
-Powinnaś była zamówić jakąś taksówkę wiesz- Lin jakoś inaczej się zachowywał.
-Nie miałam zamiaru i właściwie jak ci powiem ze mam prawko i nie chciało mi się odpalać autka tylko dlatego że macie do mnie 5 minut to się wkurzysz co nie- złośliwy uśmiech wypłynął na moją twarzyczkę.
-Bywasz czasem poważnie wredna- Lin tez nieznacznie się uśmiechnął.
-Całe życie mój drogi, całe życie- szturchałam go ręką w bok.
Szliśmy tak obserwowani wciąż przez ludzi.
-Cześć Bibi- usłyszałam. Pomachałam do znajomej.
-Hej Bibi co to za banda za tobą?- usłyszałam "mordziaka" kolega i sąsiad.
-A co zazdrościsz- zaśmiałam się. Podszedł i przywitaliśmy się. Wszyscy mi się przyglądali. No tak mam własne życie prawda, że szok?!:P
-Bibi szybciej bo zmarzniemy- usłyszałam Oliviera.
Spojrzałam za siebie i ujrzałam jakiś dziwny wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się najśliczniej jak umiałam.
Przyspieszyłam kroku przez co większość musiał prawie biec żeby mnie nie zgubić.
Wkurzyłam się nie ma co. On chyba zapomniał że nie jest u siebie.
Okiem Naru...
Wiedziałem że wkurzę ją tym co powiedziałem. Specjalnie to zrobiłem. Lin tylko spojrzał na mnie wymownie. Nic nie mówiłem. Powinienem był zrobić to szybciej.
Widziałem je naturalny uśmiech i nie mogłem zrozumieć czemu przy mnie tak się nie uśmiecha.
To prawda to co się kiedyś wydarzyło zapewne ma wpływ na jej dzisiejszą postawę.
Nie chce wracać do przeszłości i nie chce żeby w jakimś stopniu na nasze stosunki.
Podczas tych rozmyślań i szybkim marszu w końcu zobaczyłem jej blok.
Był odnawiany.
-Możecie na chwilę zaczekać muszę tylko komuś coś przekazać- usłyszałem nagle. Spojrzałem na nią i widziałem jej smutny wyraz twarzy. Pobiegła do drugiego bloku obok jej. Jakieś parę minut później szła z bez wyrazu twarzą. Powinienem był iść z nią.
Doszła do nas i zaprowadziła do siebie.
-Wiecie co wiem, że zapewne jesteście przyzwyczajeni do innych warunków ale ja żyje jak żyje więc czujcie się jak u siebie jak tylko zdołacie- mówiła a Lin tłumaczył. Wszyscy pokiwali głowami.
-Dziewczyny wasz pokój jest tam ponieważ ma drzwi- wskazała na mały pokój. Była tam rozkładana kanapa i rozkładany fotel oraz biurko z komputerem i książkami. Nic więcej.
-Wy się musicie dogadać w związku z tym pokojem- wskazała duży pokój. Ten drzwi nie ma.
Pokazywała co gdzie jest.
-Jest jedna bardzo ważna zasada w tym mieszkaniu a ponieważ tylko Olivier o niej wie niech ją wam przekaże- tu pokazała na mnie palcem.
Wszyscy na mnie ponieważ Lin cały czas tłumaczył wszystko co mówiła Bibi.
Nie mogła poprosić Lin'a tylko mnie.
-Chodzi o kuchnię właściwie do niej wcale nie wolno wchodzić nieważne co i nawet jeśli to tylko szklanka wody to jest świat w którym ona żyje i dlatego nie wolno go naruszać i nikt nigdy tam nie wszedł bez uprzedniego pozwolenia- tyle powiedziałem i odwróciłem się. Bibi w tym czasie zniknęła w pokoju z dziewczynami. Pokazała bez słów co gdzie mogą sobie rozłożyć.
Potem poszła do kuchni i o zgrozo zapaliła papierosa.
-Czyś ty oszalała do reszty?!- krzyknąłem w jej kierunku nie przekraczając progu kuchni. Spojrzała na mnie takim wzrokiem jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałem
Odpuściłem sobie już i tak byłem zmęczony.
Okiem Mai...
Jestem coraz bardziej zmęczona. Słowa tamtej kobiety były takie dziwne. Wciąż utrzymywałam w sobie obraz tego chłopaka o czarnych włosach jakbym się bała, że gdy zniknie to coś stracę. Rozejrzałam się. Czułam jak zimne powietrze powoli zaczynało mnie omiatać.
Starałam się nie zapomnieć. Dzięki czemu czułam się lepiej.
-Błagam niech mnie ktoś wypuści!!- krzyk tak głośny odbił się echem po pomieszczenia.
Okiem Bibi..
Nagle coś w mojej głowie zawibrowało. Usłyszałam krzyk dziewczyny ubranej na biało, ale wszystko było tak zamazane.
Złapałam się za głowę ponieważ trochę zabolało.
-Bibi wszystko dobrze?- usłyszałam od progu kuchni.
-Nie nic nie jest w porządku Olivier- w środku czułam rozgoryczenie i strach i coś jeszcze jakby nikłą nadzieję na coś. To były uczucia tej dziewczyny.
-Cholera , cholera, cholera- zaczęłam się wkurzać coraz bardziej.
-Musimy te dziewczynę szybko znaleźć- dodałam po chwili
-Mai-
-Co Mai?- spojrzałam na Oliviera.
-Ona ma na imię Mai- aha teraz zajarzyłam.
-To znaczy tańczy lub pląsa co nie?- był spokojniejszy. Czułam jego uczucia on najwyraźniej się w tej Mai zakochał, ale nic po sobie nie pokazał. Cóż to idiota więc to i tak nic nowego.
-Tak to dokładnie to i ona taka jest, a tak właściwie jest z charakteru niezwykle podobna do Gene'a- Olivier nawet nie patrzył w moja stronę.
Nie musiał. Wiedziałam wszystko.
-Znajdziemy ją ponieważ nie jest tak daleko od nas jak myślałam- chciałam go jakoś podnieść na duchu.
Chyba pomogło...



********************
jestem tak do dupy za przeproszeniem ponieważ
 pisze do dupy.

Do dupy jest twój tekst kochana ;* Kahowska - edit :)



wtorek, 16 kwietnia 2013

Dirty Pistol without Love Przeładowanie 6



Siedziałam  nieruchomo  z listem w rękach i ślepo patrzyłam się w napisane słowa. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą przeczytałam.  Wielki żal mieszał się ze wściekłością. Nie wiedziałam co  było gorsze, ból po stracie, czy gorycz i rozczarowanie, że ostatnie słowa mojej opiekunki mówiły o jakiejś głupiej historyjce?  Nie zmieniało to jednak de facto mojego stanu odrętwienia i niezdolności do jakiegokolwiek ruchu. Chciało mi się płakać z tego wszystkiego, jednak nie potrafiłam. Czyżbym przez te wszystkie lata zapomniałam, jak się płacze?  I siedziałam tak dalej na kanapie, w bezruchu z oczyma wlepionymi w zapisane kartki, w pokoju bez żywego ducha, w szumie własnych myśli i myśli przeczytanych.  Nie zauważyłam nawet, kiedy wszedł Max. Zdałam sobie sprawę z jego obecności dopiero, gdy zabrał mi z rąk list i mocno objął. Wtedy jakby coś we mnie pękło. Zaczęłam bezgłośnie płakać. Wtuliłam się w ciepłe ciało a łzy płynęły coraz mocniej. 

Nie pamiętam, jak długo tak siedzieliśmy ani co stało się później. Wiem tylko, że obudziłam się w łóżku w swoim pokoju. Wstając poprawiłam pościel i ruszyłam do łazienki. Gdy zobaczyłam swoją twarz w lustrze o mało zawału nie dostałam. Jak ja wyglądam? Oczy czerwone i zapuchnięte, tusz do rzęs rozmazany, każdy włos w inną stronę…. Masakra. Z taką facjatą mogłabym bez problemu grać w horrorze i to bez specjalnego makijażu. Umyłam twarz i nałożyłam lekki makijaż. No, za gwiazdę to mnie na pewno nie wezmą, ale przynajmniej nie wystraszę już ludzi na ulicy.  Wyszłam. W drodze do kuchni powitała mnie Fantom. Oczywiście zrozumiałam aluzję…. Głodna. A więc lodówka. Jako, że nie miałam nic innego, dałam jej szynki i mleka. Następnie podeszłam do kuchenki i nastawiłam wodę na kawę. Odruchowo wyciągnęłam 2 kubki i zasypałam 2 kawy- dla siebie i dla Maxa z łyżeczką cukru. Wyjęłam jeszcze raz mleko i postawiłam obok kubków, poczym podeszłam do okna, oparłam się o parapet i patrzyłam na błękitne niebo pokryte mlecznymi puchatymi chmurkami.  No tak… Dzisiaj już jest 13… Sobota…. Dochodzi 8… Ciekawe, czy to wszystko nie było zwyczajnym koszmarem… Chciałabym, ale obecność kota jest dowodem, że to jednak rzeczywistość.  Gwizdek czajnika wyrwał mnie z rozmyślań. Zalałam kawy, dolałam Maxowi mleka i wzięłam jego kubek. Tak jak myślałam, spał w salonie na kanapie. Co prawda, przykryty był kocem, choć jego  znaczna część walała się na podłodze, ale dodawało mu to uroku. Położyłam  poranną kawusię na stole i podeszłam do śpiącego. Gdy przykrywałam go kocem, zauważyłam, że ma otwarte oczy i się uśmiecha. Oczy miałam jak 5-cio złotówki i oczywiście puściłam buraka.  Boże… Co ja do cholery wyprawiam… Zachowuję się jak troskliwa żonka. Tragedia. Stojąc nad nim pochylona, odwróciłam głowę w inną stronę by ukryć zakłopotanie.



Nagle poczułam, że spadam. Owszem, spadałam. Na Maxa. Pociągnął mnie za rękę i takim oto sposobem wylądowałam na kanapie pomiędzy oparciem a mężczyzną. Nie to, żebym już wcześniej nie była wystarczająco zakłopotana, lepiej żebym od razu spłonęła żywcem ze wstydu.  Jego dłoń spoczęła na moi  policzku, głaszcząc go  w delikatnej pieszczocie. Zrobiło mi się błogo. Bijące ciepło i odczucie okazywanej troski było bardzo relaksujące. Wszystkie poranne złe myśli odeszły w zapomnienie.

- Dzień dobry. Czujesz się już lepiej?- Zapytał mnie miękkim głosem.
- Yhym…- mruknęłam, po czym wtuliłam się w jego ramiona jeszcze mocniej.
-Czy te nagłe czułości mam rozumieć jako zadośćuczynienie za wczorajszą noc? – Uśmiechnął się zawadiacko, gdy popatrzyłam się na niego.
-Zależy co masz przez to na myśli: to, że zrobiłam Ci kawę i poprawiłam koc, czy może to, że taka śliczna dziewczyna jak ja się do Ciebie przytula? – Zapytałam z nutką prowokacji w głosie i lekko się zaśmiałam.
-Mam na myśli to pierwsze, choć to drugie też jest ciekawą opcją, jednak zamiast słowa śliczna powiedziałbym, hmm… Może upierdliwa, a może rozkoszna…. Sama wybierz. - Zażartował.
-Wolałabym zostać przy pierwszej wersji, no ale skoro nalegasz, to wybieram upierdliwą. - Szeroko się uśmiechnęłam. – Ale pamiętaj, to tylko na tą jedną chwilę.
- Haha. Tak jak myślałem. Czyli insynuujesz, że powinienem wykorzystać tą chwilę na zrobienie czegoś, na co nie pozwoliłabyś mi zrobić normalnie? 

Jego niecne zamiary mogłoby odczytać każde dziecko. Jest po prostu niemożliwy… Ale w sumie mnie to jakoś cieszy. Poza tym, nie wyobrażam sobie go inaczej. Tylko niech nie myśli, że ja się na wszystko zgodzę, hihihihi.  Jego ręka z policzka zaczęła wędrować po moim ramieniu w kierunku talii tak delikatnie, że z przyjemności drżałam. Max tylko słodko się uśmiechał i wyraźnie nie miał zamiaru przerywać pieszczot. Gdy dotarł już do wcięcia, skręcił w kierunku brzucha by włożyć dłoń pod bluzkę, a mnie ogarnęła kolejna fala przyjemności. Nim jednak mu się to udało,  przeszkodziła nam Fantom wskakując między nas. Gdyby nie ona, sama bym go zatrzymała. Co za dużo, to nie zdrowo, a poza tym jak na podziękowanie to i tak dużo. 

-Fantoooom. – Jęknął zawiedziony.
-Nie martw się. Nawet gdyby nie przeszkodziła, to ja bym Cię zatrzymała, więc i tak nic nie zdążyłbyś zrobić.- Puściłam mu oczko i wydostałam się z mojego, jakże przyjemnego więzienia. – Chcesz coś na śniadanie?- Dodałam na odchodnym.
-Daj mi minutę na ogarnięcie i pomogę Ci. 

Zaskoczyło mnie to. Wróciłam się i zabrałam kubek ze stołu.-Zgaduję, że wypijesz w kuchni.
Max uśmiechnął się słodko zamiast odpowiedzi. Uznałam to za jednoznaczne tak i ruszyłam do kuchni a zaraz za mną kotka.

  

------------------------------------------------------------------
Hejo :) Tu Kahowska. Ostatnio coś wieje u nas  pustką, więc wzięłam się do kupy i napisałam kolejny rozdział. W moim zamierzeniu miał być wiele dłuższy, ale nie dałabym rady napisać aż tyle na raz w ciągu jednego dnia. Mam nadzieję, że mi wybaczycie !!
Niedługo znowu będzie więcej wolnego, więc dopiszę kontynuację. Wytrwałym bardzo dziękuję, że czytacie w ogóle moje wypociny. Życzę wszystkim miłej nocy i słonecznego następnego dnia.  :*:*:*:*:*:*