O nas

Moje zdjęcie
Cały kraj! Rozsypane wszędzie, Poland
Bloga prowadzi sześć wspaniałych dziewczyn, które piszą opowiadania i historyjki. Mają wspólne zainteresowania: mangę i anime. Dzięki jednej z nich się poznałyśmy, tą mangą jest "Skip Beat!". Dużo jej zawdzięczamy i bardzo ją lubimy. To my: - Ognista, - Karmel, - Kahowska, - _xXx_, - Ciekawostki, - Taka Sobie.

piątek, 28 września 2012

Piekielne szczęście I

"Eh... znów ten sam sen... Co się ze mną dzieje, że ciągle śni mi się ta staruszka?" Obudziłam się cała spocona i zdenerwowana. Znów to samo. Ile można o tym śnić? Idziesz piękną dróżką, przy której z każdych stron rosną kwitnące wiśnie. Nie widać końca, aż tu nagle przed tobą staje niska staruszka ubrana w czarny płaszcz z kapturem na głowie. Szepcze ci coś do ucha, a ty nagle zaczynasz spadać w dół. W przepaść, gdzie urwane ręce próbują ciebie dopaść, gdy spadasz, a ludzkie głowy krzyczą do ciebie rzeczy niestworzone i niemożliwe do zniesienia. Jednak zawsze gdy widzę w tym śnie światło i ciemną, zarysowaną postać wyciągająca rękę do mnie budzę się. Nigdy się nie dowiem kim jest ta osoba i czego ode mnie oczekuje. Na szczęście to tylko sen i nigdy się to nie zdarzy.
Wstałam ociężale z łóżka i ujrzałam na budziku godzinę 7:53. " O mój Boże! Znów zaspałam! NIE! Spóźnię się i znów będę musiała klęczeć przy ścianie z rękoma ku górze." Szybkim ruchem ubrałam mój mundurek i wzięłam w usta przypalonego tosta, którego mi mama zrobiła na śniadanie.
- Dziękuję mamo - biegnąć krzyczałam do niej. Jednak nie wiedziałam, że to będą moje ostatnie słowa skierowane w jej kierunku.
- Nie śpiesz się i zjedz spokojnie - wykrzykiwała oburzona moim pośpiechem. Zachichotałam i odrzuciłam do niej, że jakby mnie obudziła normalnie, to bym nie musiała się spieszyć. Wybiegłam z domu otwierając furtkę i zatrzaskując za sobą.
"Pójdę skrótem, przecież i tak o tej godzinie nikt nie będzie pracować na tej budowie." Przemknęłam zgrabnie jak kocica między koszami na śmieci i wskoczyłam na murek. Zachwiałam się, jednak ręce mi pomogły ustabilizować swoją niewygodną pozycje. Trzymając w ustach tosta przemierzałam cienki murek. Kiedy doszłam do jego końca zeskoczyłam na śmietniki i ze śmietników potykając się, sturlałam się jak worek. Uderzyłam się w twarz, a skutkiem tego był gorący tost zmiażdżony na moim czole. " Ah, ale gorące!! Ał, ał..." Tańczyłam między cegłami, śmietnikami i workami z cementem z gorącym tostem na głowie. Na szczęście udało mi się go zrzucić, jednak burczało mi w brzuchu. Usiadłam na workach z cementem i zawiał ciepły letni wiatr. Zrobiło mi się ciepło i nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam. Sen był jednak inny niż wcześniej.  Było tak ciemno, że nic nie widziałam. Nagle zauważyłam światełko, które się do mnie zbliżało, a tym światełkiem byłam ja sama. Wysoka jak zawsze. Wyższa od niejednego chłopaka, bo 179 u dziewczyny rzadko się zdarza. Niebieskie oczy i jasne blond włosy lekko pofalowane do pasa. Taka byłam po ojcu. Mama japonka, a ojciec polak. Miałam białą szatę, trochę dziwną. Wyciągnęłam rękę w kierunku samej siebie i musnęłam opuszkami palców jej policzek, a raczej swój. Ta druga ja uśmiechnęła się i nagle obudziłam się, nie wiedząc, gdzie jestem. Wiedziałam, że obudziłam się w Londynie, ponieważ dosłownie kilkadziesiąt metrów ode mnie stał Big Ben. Mężczyźni z brodami w dziwnych czarnych kapeluszach, z laską w ręce i długim czarnym płaszczu. Wszyscy wyglądali jak z jakiegoś filmu. Byłam pewna, że jakimś cudem wylądowałam na planie filmowym do jakiegoś filmu o Londynie. Jednak się myliłam. Była zima, a ja trzęsłam się, jak galareta zwinięta w kulkę na schodach jakiegoś budynku. W letnim mundurku... Oczywiście, że było mi zimno! Myślałam, że zamarznę, ale w jednej chwili podszedł do mnie starszy człowiek.
- Dlaczego siedzisz tutaj taka roznegliżowana? - Przykrywając mnie czarnym długim płaszczem. Zrobiło mi się od razu cieplej. Nie mogłam jednak mu odpowiedzieć, ponieważ było tak zimno, że nawet ust otworzyć nie mogłam. Dobrze, że znam angielski. Siedziałam tak w milczeniu.
- Pomóc ci złotko? - Spytał się, a w jego głosie było można wyczuć, że jemu mnie żal. Kiwnęłam głową, chowając się szybko w płaszcz. Usłyszałam, jak krzyczy do jakiś ludzi, żeby pomogli mnie podnieść i wsadzili do powozu. Jakiś ogromny mężczyzna wziął mnie na ręce. Poczułam bijące od niego ciepło i miły melodyjny głos, który mówił:
- Przykro mi z jej powodu. To moja służka, która z niewiadomych powodów próbowała uciec. Bardzo mi przykro. "Co takiego? On se jaja robi?! Jaką służką?!  Gdybym tylko miała siłę..." Zrobiło mi się niedobrze, jednak wtuliłam się w ogromne ciało tego okropnego mężczyzny i zasnęłam. Kolejny przerażający sen. Szłam nocą ulicą przy pełni księżyca. Na końcu drogi było widać samochód, który jechał ze światłami w moją stronę i trąbił. Szłam dalej i samochód mnie potrącił. Wstałam jednak cała zakrwawiona i usiadłam patrząc na księżyc. Młody mężczyzna wybiegł z samochodu i podbiegając, spytał się, czy mi nic nie jest. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się potwornie. Bałam się, jednak mimo wszystko się nie ruszałam. Pochylił się nade mną i wyszeptał mi na ucho:
- I tak umrzesz... On cię tylko wykorzysta. - Obudziłam się ze snu cała zdyszana, krzycząc. Byłam w moim łóżku. U mnie w domu."Czyli ten cały Londyn i Big Ben to tylko sen..." Odetchnęłam z ulgą. Czy dałabym radę przeżyć z takim człowiekiem w jednym domu? Zadawałam sobie te pytanie z kilka razy i wstałam. Przez okno było widać, że jest noc. Spocona ruszyłam do łazienki i wzięłam prysznic. Nie mogłam znieść tego zapachu. Kiedy skończyłam założyłam biały szlafrok, papucie i ruszyłam do pokoju. Wytarłam się, wysuszyłam i włączyłam telewizor. Nic ciekawego nie było. Były tylko głupie bajki, ale co mi tam. Zostawiłam na tym kanale i patrzyłam, jak myszka Miki śmieje się. Zasypiając, usłyszałam na dole jakieś hałasy i spadające garnki na podłogę. Szybko wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Bałam się, jednak ciekawość wzięła górę. Weszłam do kuchni i ujrzałam trzech zbirów w maskach. Wszyscy mieli łomy. Rodzice w delegacji, a co jedna  siedemnastolatka może im zrobić? Zaczęłam uciekać, jednak mnie dogonili i przewrócili na ziemię. Zaczęli się śmiać.
- To co z nią zrobimy? Może zabijemy, jak ostatnią?
- Nie... Nie chce mi się ukrywać zwłok. Poturbujmy ją. - Największy z nich wziął mnie pod pachy, a ten średni zaczął uderzać mnie łomem. Dostawałam raz za razem po żebrach, brzuchu, nogach i rękach. Kiedy już skończyli widząc, że mam kość złamaną rzucili mnie na podłogę i stojąc nade mną, śmiali się wniebogłosy. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam się ruszyć, a w ustach czułam smak krwi. Nagle poczułam uderzenie w głowę i nic więcej nie pamiętam.
Śniła mi cię czarna przestrzeń. Znowu. Wokoło mnie tańczyły dzieci w kółku. Ciągle śpiewały to samo:
- Raz, dwa, trzy śpisz już ty! Cztery, pięć, sześć on przyszedł cię zjeść. Siedem, osiem, dziewięć, czy już jesteś w niebie? - Obudziłam się z maską na twarzy wieziona na łóżku w kierunku sali operacyjnej. Głowa mi pękała, a na ciele czułam żar i ból. Wszystko paliło niemiłosiernie. Słyszałam jakieś dziwne huki i odgłosy, jednak nie rozumiałam ani słowa. Światła mi migotały w oczach, a ja dostałam coś na uśpienie. Nic mi się nie śniło. Obudziłam się w białej sali. Sama. Wszystko mnie bolało. Byłam zabandażowana, zagipsowana, pozszywana i Bóg wie co jeszcze. Leżałam i patrzyłam na biały sufit. Nagle weszła pielęgniarka z moją kartą pacjenta, kroplówką i zaczęła coś szperać przy aparaturze. Nic nie mówiąc, zamknęłam oczy. Udawałam, żeby uniknąć zbędnych pytań i chyba podziałało. Poszła sobie, a ja mogłam w spokoju myśleć, jednak głowa mi nie pozwoliła i krzyczała z bólu. Wszedł lekarz do pokoju i zauważył, że nie śpię.
- Widzę, że pani już się obudziła - uśmiechnął się. Był około po pięćdziesiątce. Z siwą brodą i pomarszczony, jednak nadal rześki i energiczny. Szybko spisał karty i powiedział, że jak dobrze pójdzie, to za tydzień wyjdę. Tydzień minął spokojnie i bez snów. Właśnie wywozili mnie na wózku ze szpitala, gdy policja do mnie podeszła i poprosiła, żebym pojechała z nimi na komisariat. Ja jednak nie czułam się wystarczająco dobrze, żeby gdziekolwiek z nimi jechać. Na szczęście rodzice wrócili i już przyjechali mnie odebrać. Przeprosiłam ich i pielęgniarka podwiozła mnie pod sam samochód moich rodziców. Tata mnie podniósł i usadził na tylnym siedzeniu zapinając pasy. Sam siał z przodu a mama prowadziła. Jechaliśmy bez rozmów. Tak, jakby to wszystko z tymi zbirami nie miało miejsca. Wysadzili mnie i zaprowadzili wpierw do mojego pokoju. Byłam tak wyczerpana i zmęczona, że od razu położyłam się na łóżku. Zasnęłam kamiennym snem. Śniło mi się, że ktoś się ze mnie śmiał, a ja sama próbowałam przed czymś uciec, jednak nie wiem przed czym. Sen był krótki. Obudziłam się znów cała spocona, jednak nie miałam na sobie ani szyn, gipsu czy też szwów. Odkryłam kołdrę i zauważyłam, że mam na sobie letni mundurek. Zdziwienie wzięło górę i żeby się zorientować, gdzie się znajduję wstałam z łóżka. Było ciemno. Nie mogłam znaleźć włącznika, a najgorsze to, to że było jak w lodowni. Wszystko co mogłam dostrzec i usłyszeć to skrzypiąca podłoga, brudne okno i pełno pajęczyn. Nie przejmowałam się tymi drobnostkami, w końcu nie jestem jakąś dziewczynką. Podeszłam do drzwi i przy otwieraniu lekko zaskrzypiały. Schody były już zupełnie inne. Tamto to, to chyba jakiś schowek czy czy coś. Zeszłam po turkusowym dywanie, który się rozciągał na schodach. Mijałam pokoje, piętra. Ten dom był jak labirynt. Kiedy wreszcie jakimś pięknym cudem doszłam do wyjścia. Były to ogromne mahoniowe drzwi. Wyrzeźbione na nich były różne postacie, krzyże i napisy. Pociągnęłam za klamkę i zanim zdążyłam otworzyć, usłyszałam za plecami męski głos, który sprawił, że miałam na całym ciele ciarki. Odwróciłam się powoli i ujrzałam wysokiego mężczyznę o oczach czerwonych jak rubiny, a włosach czarnych jak węgiel. Włosy miał dosyć długie, lekko opadające na ramiona. Tak przystojnego mężczyzny jeszcze nigdy nie widziałam. Widać było, że był szlachcicem. Przechylił lekko głowę, jakby widział zagubionego kotka. Uśmiechnął się szyderczo i powiedział:
- Witaj w moim domu. Od dzisiaj jesteś moją własnością.
- Ż-że jaaak? - Jąkałam się nie ze strachu, lecz z zimna. Uśmiechnął się jeszcze gorzej. Wyglądał jak przystojny potwór. Bardzo przystojny. Podszedł do mnie, a ja ujrzałam jaki naprawdę jest zbudowany. Pochylił się nade mną i podniósł mój podbródek przybliżając swoją twarz do mojej. Spojrzałam mu w jego piękne czerwone oczy, które błyszczały w świetle tak, że mogły mnie zahipnotyzować, jednak tego nie robiły. Wierciły w moim umyśle dziury, jak w serze szwajcarskim. Patrzyłam w jego oczy i nagle zauważyłam, że próbuję mnie pocałować odwracając uwagę swoimi oczami. "O nie, nie... Nie ze mną takie numery!" Zamachnęłam się i uderzyłam go z pięści w brzuch tak mocno jak tylko mogłam. Odsunął się lekko, ale nawet nie drgnął. Przycisnął mnie do siebie jak kawał mięcha. Tak, że moje ręce były zablokowane. Znów zaczął się nade mną pochylać. Tym razem kopnęłam go w kolano. Tak, że to byłoby niemożliwe, żeby się nie przewrócił i z zgodnie z oczekiwaniami przewrócił się.
- Hehe... Przykro mi, ale nie takich powalałam na kolana. Boks i karate to jednak coś dobrego. - Pokazałam mu język i szybko się odwróciłam, podwędzając jakiś wiszący czarny, długi płaszcz. Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dziedziniec, ubierając się. Odwróciłam się i ujrzałam w drzwiach tego mężczyznę, który chciał mnie pocałować. Jego sylwetka była czarna z powodu jasnego światła w środku. Byłą taka podobna do tej z mojego snu. Uśmiechnął się do mnie i jego oczy rozpromieniły się krwistym blaskiem. Przerażało mnie to, jednak coś przyciągało mnie do niego. Ruszyłam w jego kierunku, gdzie stał on z wyciągniętymi rękoma. Nagle powiedział:
- Od teraz będziesz moja. Będziesz moją zabawką. - Nagle zatrzymałam się." Jaką zabawką? Nie ma mowy!". Udało mi się wyzwolić z tego dziwnego uścisku, który mnie prowadził. Szybko zaczęłam uciekać i tylko za plecami słyszałam:
- Jeszcze będziesz...- To wszystko, ponieważ byłam już za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. Otworzyłam ogromną mosiężną bramę i wyruszyłam zimną nocą na ulice nieznanego mi miejsca, Londynu.

by Ciekawostki
Edit. Karmel

niedziela, 23 września 2012

Nieznane drogi i kroczące ku nim przeznaczenie… Część pierwsza

Kyoko właśnie skończyła prace w Gimakure Rock. „Bo” był świetny w jej wydaniu. Ludzie, z którymi pracowała, zawsze ją chwalili.
Była zadowolona z wykonanej roboty, dlatego też postanowiła pójść kupić produkty na ciasteczka, by zrobić je dla ekipy w ramach podziękowania.
Szła tak do sklepu. Był dość późny wieczór, ale ludzi na ulicach wciąż sporo. Rozglądała się z uśmiechem.
Nagle poczuła zimny dreszcz i szybko spojrzała za siebie.
„Ja znam te aurę” - pomyślała.
Nagle z cienia jednego z budynków wyszedł nie kto inny, jak Reino we własnej osobie.
- Kyoko, witaj- powiedział jak zwykle ubrany w długi płaszcz z postawionym kołnierzykiem.
- Czego chcesz biglu?- zapytała oplatając się rękoma, jakby miała zamarznąć.
- Nie wiem o co chodzi z tym biglem, ale chciałem się z tobą spotkać i traf chciał, że się tutaj spotkaliśmy - powiedział uśmiechając się lekko.
Kyoko nie wiedziała o co może mu chodzić.
- Dobrze, możemy gdzieś pójść i pogadać, ale trzymaj się kawałek ode mnie. Jasne?! - powiedziała patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem.
Czuła się zagrożona, ale skoro chciał tylko pogadać, to może nie będzie problemu zwłaszcza, że będą w publicznym miejscu.
Poszli w kierunku małej herbaciarni i po wejściu od razu usiedli w dość osłoniętym miejscu w rogu kawiarni.
- Słucham cię - powiedziała Kyoko patrząc wciąż podejrzliwie.
- Mogłabyś się tak na mnie nie patrzeć - Reino był znudzony jej zachowaniem, ale według niego ta dziewczyna wciąż była interesująca.
- Nie mogę inaczej, a teraz mów czego chcesz, bo inaczej sobie pójdę - od powiedziała nie chcąc się zdradzić, że się po prostu boi.
- Dobra, a chciałem zapytać tylko... Czy pozbyłaś się tego kamienia, o którym wcześniej mówiliśmy ? - Reino poważnie spojrzał na Kyoko. Zastanawiał się ile z tego kamienia mogła ona sama przejąć.
- Nie, nie wyrzuciłam go i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go wyrzucić - Kyoko zezłościła się.
- Powinnaś się go była pozbyć. Ty nawet pojęcia nie masz, jakie to niebezpieczne wciąż go trzymać - Reino był bardzo poważny, gdy to mówił. Kyoko się zastanowiła: dlaczego mu tak na tym zależy, ale się nie ugięła.
- Nie mam zamiaru - stanowczo powiedziała i już chciała wstać.
- Czekaj Kyoko co z tym kolesiem?- zapytał.
- Jakim kolesiem? Jeśli chodzi o Sho to nie wiem i nie obchodzi mnie to - od powiedziała buńczucznie.
-Nie pytałem o tego kretyna, ale o tego drugiego co wtedy z nim byłaś - powiedział.
- Aaa chodzi ci o Tsurugę-sana? - Kyoko uśmiechnęła się, ponieważ wiedziała, że ten głupi "Bigl" się go boi.
Reino się wzdrygnął na wspomnienie tego, co zobaczył tamtego dnia.
- Dobra więc co z nim - powiedział niby od niechcenia.
- Właściwie od skończenia zdjęć do filmu nie widzieliśmy się w ogóle, a minęły już dwa tygodnie - Kyoko była wyraźnie przybita.
- A co to za ton? Tak bardzo ci brakuję tego kolesia? A może się w nim zakochałaś co? - Reino uśmiechnął się nieznacznie.
Jednak gdy spojrzał na Kyoko, zdziwił się jej reakcją na jego słowa. Jej twarz wyrażała przerażenie.
Kyoko, gdy usłyszała te słowa zamiast typowej reakcji typu „ja się wcale nie zakochałam, to tylko szacunek do senpai'a”, ale tym razem usłyszawszy te słowa uzmysłowiła sobie, że to może być prawda. Wcześniej często odrzucała tę myśl, ponieważ nie chciała popełnić drugi raz tego samego błędu. Mimo to, nie raz odczuwała te uczucia, jakimi kiedyś darzyła Shotaro. Pamiętała te ciepło jakie zawsze pojawiało się, gdy Sho z nią przebywał, gdy jeszcze go kochała. Nie mogła wciąż uciekać, ale nie może sobie pozwolić na to, aby ta skrzyneczka mimo że już otwarta miała dopuścić do cierpienia. Poczuła się źle.
- Przepraszam muszę już iść - powiedziała cicho. Wstała i wyszła z herbaciarni, a Reino za nią.
- Ej co się dzieje wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze - mówił idąc za nią.
W tym samym czasie Ren jechał do domu samochodem. Nagle spostrzegł Kyoko idąca z dość zmartwioną miną i tego kolesia, którego pamiętał z Karuizawy.
„Co to ma znaczyć?’ pomyślał. Szybko zaparkował samochód i szybko wysiadł. Pobiegł w kierunku Kyoko i tego faceta.
- Co wy robicie? - zapytał zaniepokojony.
Kyoko usłyszawszy głos Tsurugi-sana przeraziła się i szybko się wycofała wpadając na Reino. Ten złapał ją i przytrzymał, by nie upadła.
Ren widząc tą scenę wkurzył się. Poczuł się zazdrosny.
- Zabierz od niej łapy - powiedział tonem, jakby chciał go zabić. Reino spojrzał dość zdenerwowany na Tsurugę.  Nie miał ochoty na konfrontacje z tym kolesiem. Czuł, że jeśli znów go dotknie, to te obrazy pojawią się w jego głowie i nie poradzi sobie z nimi.
Odsunął się od Kyoko i spojrzał na nią.
- Czy już ci lepiej nie wyglądałaś najlepiej, gdy wychodziłaś z kawiarni - zapytał by jakoś rozładować tę napiętą atmosferę.
- Tak, dziękuję nic mi nie jest - od powiedziała lekko się odsuwając.
- Mogami-san chodź odwiozę cie do domu - powiedział Ren wyciągając do niej rękę. Kyoko zignorowała rękę, ale poszła za Renem.
- Kyoko-san proszę wyrzuć ten kamień on naprawdę jest niebezpieczny- usłyszała.
- Nie mam zamiaru - odkrzyknęła.
- Kamień? Jaki kamień? - zapytał Ren.
- Chodzi o Corn’a mój kamień - powiedziała.
- Tak, chodzi o ten kamień co jej go dałeś, jak się bawiliście nad tą rzeką - dodał Reino patrząc na Rena.
- Co?- Kyoko się zdziwiła - ale to niemożliwe... Przecież Corn jest księciem krainy duszków, więc nie gadaj głupot - dodała jak najbardziej poważnie.
- Ty wierzysz w tak dziecinne rzeczy głupiutka, przecież to ten facet co go Corn wciąż nazywasz, to Tsuruga-san we własnej osobie - Reino stał spokojnie z rękoma w kieszeniach. Kyoko spojrzała na Rena i ujrzała zszokowaną twarz.
„To nie możliwe... Tsuruga-san i Corn byli tą samą osobą” - pomyślała przerażona.
Tymczasem Ren nie wiedział co ma powiedzieć. Ten koleś był kimś niebezpiecznym. Nie może od tak sobie znać faktów z jego życia i jeszcze te szczegóły o rzece. Jak to możliwe?.
- Mogami-san chodź - złapał Kyoko za rękę i pociągnął ja za sobą.
- Co powiedziałem prawdę. Dlaczego się jej w końcu nie przyznasz!- krzyknął na odchodnym Reino nie ruszając się z miejsca.
- To nie możliwe prawda Tsuruga-san? - zapytała szeptem Kyoko.
Ren jej nie od powiedział. Wsiedli do jego samochodu. Przez całą drogę do domu Kyoko, nic nie mówili.
Kyoko martwiła się tą ciszą. Nie wiedziała, dlaczego Tsuruga-san się tak zachowuje. Martwiła się też tym, co usłyszała. Nie mogąc znieść tej ciszy zapytała
- Tsuruga-san czy to co mówił ten bigl to prawda? Wiedział doskonale o tym, że ten kamień dostałam od Corn’a i jeszcze, że bawiliśmy się nad rzeką, a o tym nie wiedział nikt oprócz mnie i ciebie, po tym jak ci to opowiedziałam - zmartwiona spojrzała na niego oczekując typowej odpowiedzi.
Niestety Ren nic nie powiedział. Jego ręce zbielały od ściskania kierownicy. Wyglądało to tak, jakby się po wstrzymywał. Był zły? Nie wiadomo.
Dojechali do „Darumay’” i Kyoko wysiadła. Odwróciła się, aby się pożegnać i podziękować za odwiezienie. Ujrzała, jak Tsuruga-san ledwo się po wstrzymywał by coś powiedzieć, choć nie widać na jego twarzy zazwyczaj żadnych odczuć, to teraz wyglądał, jakby nie chciał niczego powiedzieć - choć powinien.
„Dziwnie się zachowuje od tego spotkania z tym głupim biglem” pomyślała.
- Tsuruga-san dziękuję za odwiezienie mnie do domu - powiedziała cicho pochylając się w jego stronę. Ren odwrócił się jej stronę, aby się pożegnać, ale ujrzał jej dość odsłoniętą bluzkę. Szybko się odwrócił.
Martwił się tym wszystkim, a tu ona jeszcze tak się przed nim ukazuje.
- Dobranoc - odpowiedział tylko i odpalił silnik w samochodzie. Odjeżdżając spojrzał w lusterko i ujrzał Mogami-san, jak stała i spoglądała za nim ze smutną miną.
- Cholera jasna, że też tak się to wszystko potoczyło - powiedział waląc ręką w kierownicę.- Muszę jej to jakoś wyjaśnić, bo inaczej nie będzie mogła ze mną normalnie rozmawiać i już widzę, jak się kuli na mój widok - dodał.
„Szkoda że zdjęcia do filmu „X” się skończyły i nie gramy już rodzeństwa Hell’ów, to byłaby szansa na to by jakoś to wyjasnić” - pomyślał, ale zaraz się reflektował.
Przecież podczas tego całego cyrku pomogła mu się pozbierać z jego ciemną stroną. Nagle zadzwonił telefon.
- Tak słucham? - zapytał.
- Witaj Ren - głos w słuchawce należał do szefa.
- Co się stało prezesie, że do mnie dzwonisz?
- Jest pewna sprawa, którą muszę z tobą skonsultować. Czy możesz do mnie teraz przyjechać? - Takarada miał dość poważny głos.
- Oczywiście już jadę. Będę za pół godziny
- Dobrze czekam - usłyszał i się rozłączył. Jadąc do szefa zastanowił się co mogło się stać. Co na szczęście odciągnęło jego uwagę od problemów związanych z Kyoko.
Myślał przez całą drogę do domu Takarady. Był niezwykle nie ufny w stosunku dziwnych pomysłów swojego szefa. Zwłaszcza, że ten koleś często go wrabiał w sytuacje, w których często występowała Mogami-san. Nie chciał już nawet myśleć o tym, co go czeka. Kiedy już dojechał na miejsce, spokojnie rozejrzał się w około i wziął głęboki oddech. Podszedł do jednego ze służby swojego szefa po czym spokojnie z kamienną twarzą kroczył za nim, by w końcu dojść do prywatnego pokoju. Gdy ujrzał Takarde uśmiechnął się tak jak zwykle.
- Witaj szefie. Co tym razem kombinujesz? - Ren od razu przeszedł do głównej sprawy.
- Jakżebym mógł coś kombinować przecież mnie znasz - Takarada spojrzał na Rena poważnym wzrokiem.- Słuchaj Ren jest ważna sprawa związana z nową propozycją dla Mogami-san - szef wskazał Renowi miejsce, aby ten usiadł. Tsuruga spokojnie przyjął wiadomość, ale zastanowił się, dlaczego to właśnie jemu szef o tym mówi. - Pewnie się zastanawiasz, dlaczego o tym mówię właśnie tobie, bo widzisz sprawa jest dość skomplikowana, gdyż rola Mogami-san w tej produkcji zbytnio przypomina Mio, ale też nie o to mi chodzi, a raczej o to gdzie mają się odbywać zdjęcia - Takarada znacząco spojrzał Renowi w oczy.
- A więc co ja mam z tym wspólnego? - Ren jak zwykle uśmiechał się, tym swoim zwyczajowym uśmiechem. Takarada się lekko zdenerwował, ponieważ miał nadzieję iż zobaczy choćby najmniejsza zmianę na jego twarzy, ale Ren od czasu swojej wpadki przy szefie pilnował się. Takarada wziął papiery leżące na stoliku i podał je Renowi. Tsuruga przeczytał wszystko szybko i spokojnie, jednakże w pewnym momencie na twarzy chłopaka pojawiła się nutka szoku.
- Co to ma znaczyć? - zapytał zły.
- Jak już ci wcześniej wspomniałem... Chodzi o miejsce gdzie będą się odbywać zdjęcia do filmu i jak już sam przeczytałeś, odbędą się one w Stanach Zjednoczonych - Takarada spojrzał na Rena. Wiedział, dlaczego Ren się zszokował tą wiadomością. Jego ojciec i matka mieszkają właśnie tam i w tym mieście co mają odbyć się zdjecia. To jednak było, jakby trochę ustawione. Takarada i ojciec Rena sami jakoś załatwili całą tą sprawę z tym filmem i miejscem, gdzie odbędą się zdjęcia. W dodatku Ku sam pomyślał o tym, aby Mogami-san grała w tym filmie, ponieważ doszedł do wniosku, iż w ten sposób Ren także przyjedzie, aby pilnować Kyoko. Takrada zaśmiał się w duchu patrząc na Rena, który to był zaskoczony tym wszystkim.
- Co teraz robimy? - Takarada zapytał tylko dlatego, ponieważ chciał ujrzeć jego reakcje. Ren w duchu się wściekł. Nie mógł się jednak z tym okazywać, ale mimo wszystko złość ogarniała go całego.
- Chcesz więc, abym jej towarzyszył? Tak w ogóle, to Mogami-san wie o tym? - zapytał spokojnym tonem.
- Nie mówiłem jej jeszcze, ale to dlatego iż chciałem, abyś się wypowiedział na ten temat i tak chciałbym, abyś ty też wziął udział w zdjęciach do tego filmu, a to dlatego że ty też dostałeś ofertę współpracy przy tym filmie - Takrada spoglądał na Rena czekając na jakąś reakcje, ale się nie doczekał.
- Dobrze wezmę w tym udział, choć niechętnie muszę przyznać - Ren uśmiechał mówiąc to spokojnym tonem, choć w środku był wzburzony. - Kiedy zaczynają się zdjęcia? - zapytał.
- W przyszłym tygodniu więc już pojutrze będzie wylot. Pozwól mi więc przekazać te wiadomości Mogami-san, a potem już razem wyjedziecie do Stanów, dobrze? - Takarada ledwo po wstrzymywał się od okrzyku zwycięstwa. Wiedział jak Ku zareaguje na wieść, że Ren zgodził się na ten projekt.
- He he he, ale ciekawie się zaczyna robić i może w końcu ten głupiec Ren pogodzi się ze sobą i w końcu pozwoli sobie na spotkanie ze swoją matką i ojcem - pomyślał patrząc na odchodzącego Rena. W tym czasie Kyoko wciąż myślała o tym, jak Tsuruga-san zachowywał się po tym co mówił ten biglowaty głupek.
- Dlaczego był taki zdenerwowany?- szeptała pod nosem. Leżała w łóżku nie mogąc zasnąć i trzymając w dłoni Corn’a. Wciąż powtarzała w myślach, że nigdy się z nim nie rozstanie, ponieważ to jedyna pamiątka po jej jedynym przyjacielu, jakiego miała. Następnego ranka, gdy już wychodziła do szkoły zadzwonił jej telefon. Takarada zadzwonił do niej, aby o wszystkim ją po informować i celowo pominął fakt, iż Tsuruga też będzie brał udział w tym samym projekcie co ona. Kyoko cieszyła się jak dziecko, gdy się dowiedziała o tym co ją czeka. Podziękowała serdecznie i szybko pochwaliła się właścicielom. Po gratulowali jej, a potem Kyoko szybko dotarła do szkoły. Po tym jak się o tym dowiedziała, nie była w stanie się skupić na zajęciach. Chciała też szybko poinformować Tsurugę-sana o tym szczęśliwym wydarzeniu, ale nagle przypomniała sobie jego zachowanie i jakoś tak ją to powstrzymało.Cały entuzjazm wyparował. Po szkole pojechała do biura LME, by dowiedzieć się więcej szczegółów. Tam się dowiedziała o całej sprawie. Dostała też scenariusz oraz wytyczne. Była szczęśliwa, że dostała nową rolę, choć przypomniała jej o „Dark Moon” i roli Mio. Wiedziała jednak, że będzie się musiała postarać o wykreowanie tej postaci jak się tylko da. Nie zapominając o tym, iż ma być tylko trochę podobna, a nie taka sama. Kyoko westchnęła. Wiedziała, że czeka ją ciężka walka ze sobą, by polubić tę postać. Tym razem jest jedną z głównych postaci. To jej pierwsza taka rola i to jeszcze za granicą. Dobrze, że świetnie zna język angielski. Przygotowania szły pełną parą. Kyoko załatwiła zastępstwo dla Bo z Gimakure Rock, jak i sprawy związane z wyjazdem. Nie będzie jej w końcu dwa lub trzy miesiące, które spędzi w Ameryce. W  końcu nadszedł dzień odlotu.  Kyoko stawiła się na lotnisku godzinę przed czasem, ponieważ bała się, że się spóźni. Rozejrzawszy po tym miejscu zwróciła uwagę na mały tłum przy jednym z wejść. Gdy się przyjrzała nagle znieruchomiała, ponieważ ujrzała kogoś kogo raczej spotykać bez potrzeby nie chciała. To był sam Shotaro, we własnej osobie. Poszedł w stronę prywatnej poczekalni, gdzie dziennikarze nie mieli dostępu. Kyoko odetchnęła z ulgą, ponieważ nie miała żadnej ochoty na potyczki z tym kretynem.
- Grrr - na samą myśl o tym się wściekła i jej typowe duszki nienawiści wychynęły zza  głowy mówiąc:
- Możemy go zabić… Zniszczyć go… Niech zdycha w męczarniach… - jeden przez drugiego szeptał jej do ucha. Jednakże Mogami się powstrzymała. Odeszła w inną stronę i doszła do okna z widokiem na pulpit lotniska. Właśnie lądował samolot. Ujrzała sporą grupę ludzi krzątających się przy budynku, w którym znajdowało się wejście do sali odpraw dla pasażerów. Stała tam tak długo, że nie zauważyła, jak ktoś do niej podszedł.
- Mogami-san, to ty? - usłyszała nagle wyrywając się z transu. Odwróciła się szybko i omal by nie upadła potykając się o własną torbę, gdyby Tsuruga-san jej nie złapał.
- Och Tsuruga-san, dziękuję i przepraszam ja… Ty zaskoczyłeś mnie. Ekhem… No więc co ty tu robisz Tsuruga-san? - Kyoko się troszkę plątała, ale szybko doszła do siebie.
- Wiesz ja też lecę do Stanów jak ty, ponieważ biorę udział w tym samym filmie - odpowiedział z delikatnym uśmiechem.
- Naprawdę?! - Kyoko była w szoku, ponieważ nie wiedziała o niczym. Poczuła, że jej serce zaczyna bić szybciej. Ren spojrzał na Kyoko i poczuł, jak serce jego także zaczęło bić szybciej. Chciał ją w tym momencie uścisnąć, ale powstrzymał się. Nie chciał jej wystraszyć. Podeszli razem do sali odpraw. W końcu wsiedli razem do samolotu i jak się okazało siedzieli obok siebie. Kyoko czuła się co najmniej dziwnie, choć już od kilku dni wiedziała, że jest zakochana w Tsurudze. Nie chciała się z tym okazywać, ponieważ bała się, że Ren powie jej, że już przecież kocha kogoś innego. Pamiętała ich rozmowy na ten temat, choć wtedy Kyoko była przebrana za kurczaka. Teraz miała mały mętlik w głowie i w sercu W końcu obiecała sobie, że nigdy więcej się nie zakocha i nikt nie będzie mógł zając jej serca w ten sposób. To jednak Tsuruga-san zdobył je, nawet o tym nie wiedząc. Bała się, ale postanowiła, że nigdy mu o tym nie powie. Ren spoglądał od czasu do czasu na twarz Kyoko i zauważył, iż coś ją trapi, ale nie pytał, ponieważ na tyle dobrze już znał te dziewczynę, że zbyła by go i dopiero jak by był zbyt stanowczy, to by mu odpowiedziała jednocześnie przepraszając, że znów go zawiodła, etc. Uśmiechnął się na wspomnienie takich sytuacji. Zamknął oczy. Yashiro-san siedział za nimi czytając jakąś książkę. Nie odzywał się, ponieważ nie chciał drażnić Rena, ale wiedział, że mu nie odpuści, jak tyko zostaną sami. Kyoko siedziała, wciąż myśląc o swoich uczuciach do Rena. Miała zamknięte oczy. Czuła smutek. Zamiast cieszyć jak każda dziewczyna z powodu miłości czuła żal i ból ponieważ z tego co wiedziała Tsuruga-san nie odwzajemnia jej uczuć.
- Przepraszam na chwilę muszę skorzystać z łazienki - powiedziała cicho do Rena i Yashiro-sana. Pokiwali głową na znak, że usłyszeli. Wstała i poszła do kabiny z toaletą. Zamykając drzwi już czuła łzy w oczach. Usiadła przy jednej ze ścianek i zaczęła płakać.
"Dlaczego teraz i dlaczego właśnie on? Nie mogłam utrzymać mojego serca w zamknięciu?! Dlaczego?" - wciąż powtarzała w myśli te pytania, płacząc bezgłośnie, aby nikt jej nie usłyszał. Trzymała w ręku Corn’a, żeby zabrał jej wszystkie smutki jak zawsze. Niestety nie tym razem. Nie czuła żadnej ulgi. Po jakiejś pół godzinie wyszła. Już uspokojona z uśmiechem na twarzy, lecz z bólem w sercu. Nie było śladu na jej twarzy po płaczu jakim była ogarnięta. Starała się ukryć smutek, by nie martwić pozostałych. W końcu dolecieli na miejsce. Był już późny wieczór, dlatego też zostali odstawieni do hotelu, gdzie spędzą najbliższe dwa miesiące. Kyoko w końcu została sama w swoim pokoju. Bezmyślnie rozpakowywała swoje rzeczy. Jak pusta lalka mechanicznie wykonywała swoje czynności. W tym czasie Ren wciąż myślał nad zachowaniem Mogami w samolocie. Kiedy wróciła z toalety zachowywała się nadzwyczaj spokojnie, choć od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Zwłaszcza, że od powrotu z toalety ani razu się nie odezwała. Był też taki moment, gdy stewardessa podawała im jedzenie, to Ren przypadkiem dotknął Mogami ramieniem, a ona jakby nieznacznie się wzdrygnęła. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Poczuł się zraniony, ale też nie chciał wyciągać pochopnych wniosków.Starał się nie okazać lekkiej złości. Położył się na jednym z łóżek w pokoju hotelowym i zaczął rozmyślać o tym, że wrócił do swojego rodzinnego miasta. Yashiro-san oczywiście o tym nie wiedział. Zaczęły go ogarniać czarne myśli. Mógł tu spotkać każdego kto go znał z przeszłości. Nawet jeśli zmienił wygląd to i tak jest możliwość, że ktoś go rozpozna. Mimo wszystko, nie chciał tego, ale wiedział też, że w końcu spotka ją swoją matkę. Następnego dnia wszyscy spotkali się w biurze, aby omówić wszystkie aspekty projektu oraz poznać się z ekipą.
- Mogami-san. Czy wszystko w porządku? Wiesz... Pytam, bo wczoraj nie najlepiej wyglądałaś, gdy już dotarliśmy do hotelu - zapytał Kyoko Yashiro-san. Miał zmartwioną minę.
- Nic mi nie jest. po prostu byłam zmęczona i pierwszy raz leciałam samolotem, więc jakoś mnie to trochę zmęczyło - Kyoko spokojnie odpowiedziała uśmiechając się przy tym delikatnie. Yashiro-san uspokojony odszedł do Rena, który to właśnie przyglądał się jej ze zmartwioną miną. - Wiem co ci siedzi w głowie, ale i tak nie odpowiem - powiedział do swojego managera Ren.
- Nie martw się. Zapytałem tylko Kyoko-chan, czy już się lepiej czuje, ponieważ wczoraj na to nie wyglądało, a ona odpowiedziała tylko, że to dlatego iż to był jej pierwszy lot samolotem i była zmęczona - Yashiro się uśmiechnął, jakby chciał uspokoić Rena. Ren jednak doskonale wiedział, że nie to dręczyło tę dziewczynę. Nagle usłyszał jej krzyk:
-Tato! - odwrócił się lekko zszokowany i ujrzał Ku we własnej osobie.
****************************
koniec części pierwszej
Kochani to moja pierwsza historia związana ze "Skip Beat!", a więc mam nadzieję że się wam spodoba :* Piszcie... Kocham i buziaki dla dobrych duszków:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Ognista
Edit. Karmel

niedziela, 9 września 2012

Pogrążona w pustce. Rozdział II

Od pocałunku z senseiem mijały dni ,tygodnie , i zdawało się, że to zdarzenie naprawdę nie miało głębszego znaczenia. Ani się spostrzegłam, kończyłam liceum a  to co poczułam tamtego dnia powróciło do mnie dopiero  przedostatniego dnia w szkole. Wtedy właśnie poczułam to ponownie, gdy sensei oświadczył nam, iż po zakończeniu szkoły odchodzi i nie będziemy go tu więcej spotkać. Dziewczyny z mojej klasy próbowały dowiedzieć się czemu odchodzi i co teraz będzie robił, lecz nie wiele to dało i niczego się nie dowiedziały. Ja spokojnie akceptowałam ten fakt i o nic nie pytałam. Tak oto skoczyłam liceum.
Jak większość osób, tak i ja kontynuowałam naukę po skoczeniu liceum.Poszłam na studia, na których się rozwijałam i jak chyba każdy w tym  wieku, miałam kilka związków z sepaiami z uniwersytetu, choć to raczej nie były to poważne związki.  Chyba nigdy ich tak naprawdę nie kochałam, choć nie chodzi o to, że ich nie lubiłam, czy coś. Wydaje mi się że darzyłam ich tylko przyjacielską sympatią. I tak oto minęły moje studenckie lata.
Rok po skończeniu studiów dziadek załatwił mi prace w jakiejś wielkiej spółce, gdzie miałam zapoznać się z prowadzeniem firmy aby w przyszłości odziedziczyć jego majątek. Nie miałam nic przeciwko przejmowaniu interesu, więc zgodziłam się żeby prezes owej firmy mnie szkoli, lecz gdy stanęłam naprzeciwko niego znowu poczułam to dziwne uczucie. Gdzieś wewnątrz mnie coś drgnęło. Nawet nie wiem dlaczego,  może to po prostu z  szoku spowodowanym zobaczeniem  za biurkiem prezesa mojego byłego nauczyciela, który się do mnie tylko uśmiechał. Dopiero w momencie, gdy się ze mną przywitał, wyrwałam się z szoku i wróciłam do dawnej siebie, poważnej i niczym nie wzruszonej. Mijały lata, ja zostałam wiceprezesem a  mój sensei w dalszym ciągu się mną opiekował. Stał się dla mnie jak starszy brat, który zawsze przy mnie jest i na de mną czuwa, praktycznie nie ma dnia w którym bym go nie spotkała. Lata mijały i znaleźli się ludzie którzy uważali, że zdobyłam pozycje w tym świecie jedynie dzięki dziadkowi , albo że jestem spokrewniona z senseiem. Przez nasz podobny wygląd i to samo nazwisko Yoru, które znaczy noc, często też słyszałam komentarze typu "zbudowali swoje imperium pod osłoną nocy" , lecz nie przejmowałam się tym za bardzo.
Żyłam takim życiem i nie przejmowałam się tymi komentarzami do pewnego zdarzenia. Miało ono miejsce, gdy miałam 28 lat. Byłam wtedy na przyjęciu Bożonarodzeniowym ubrana  w czerwoną suknię z gołymi ramionami, zapinaną na zamek z tyłu. Ot prosta ale elegancka odpowiednia kiecka na takie przyjęcie. Jak zawsze towarzyszył mi Tsuki,  spełniający powinność starszego brata , choć tak naprawdę nim nie był, lecz po tych plotkach o naszym pokrewieństwie zaczął żartować, że może powinnam go tak nazywać. Tak oto skoczyłam z niby bratem przez co bardzo dobrze się poznaliśmy. A więc wracając do głównego tematu, przyjęcie przebiegało zwyczajnie. Wszyscy pili , rozmawiali i takie tam. Osobiście nie kręciły mnie te imprezy, lecz to była okazja na zdobycie  nowych kontraktów , choć choć zazwyczaj rozmowy prowadził sensei, a ja tylko przytakiwałam. Ogólnie niewiele się odzywałam przez co tamtego dnia spotkałam się z pewnym przykrym incydentem. Było to gdzieś pod koniec imprezy, właśnie wchodziłam do holu hotelu, w którym było przyjęcie, gdy zobaczyłam pewną grupkę zaproszonych osób. Chyba za dużo wypili, bo rozmawiali tak, że mógł ich usłyszeć każdy w promieniu kilometra. Na początku w ogóle się tym nie przejęłam i szłam dalej, lecz gdy usłyszałam o czym mówią, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i ogarnęła mnie zupełna ciemność. Słyszałam tylko ich rozmowę:
- Widziałeś tą Hoshi? Mówię Ci, normalnie chodząca lalka. -Co?! Czy ja na serio jestem lalką?!
-No co. Ona myśli, że wszystkim jest jej żal. - Przecież tak nie myślę
-Pewnie myśli, że każdy powinien się o nią troszczyć. Ha! W dupie mam ją i tę jej tragedię.- Co? Przecież nigdy czegoś takiego nawet nie oczekiwałam.
-Racja, gdyby nie jej dziadek, wszyscy mieliby na nią wyjebane .- Co? O czym oni mówią
-Ta...  i jeszcze ten Tsuki. Gdyby nie on, to w ogóle nie byłaby tym vice. Ha! Już ja się lepiej nadaję na to stanowisko od tej porcelanowej lali.
Stałam tam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu i słuchałam jak mówią o mnie coraz to gorsze rzeczy. Nie mogłam już tego wytrzymać. Opadłam na kolana, myśląc tylko:
"Przestańcie. Przestańcie. Proszę przestańcie tak mówić. Ja taka przecież nie jestem.  Proszę nie mówcie tak!".
Nie mogłam się opanować . Nagle poczułam na swoich policzkach coś ciepłego i zrozumiałam, że chyba po raz pierwszy w moim życiu płaczę. Nie mogłam nic zrobić. Klęczałam tam płakałam i słuchałam tego wszystkiego. Przede mną malowała się ogromna ciemność, całkowita pustka. Nie widziałam nic. Poczułam tylko, że ktoś mnie podnosi i przytula do siebie.
Zanim się zorientowałam, byłam już w obcym pokoju, nie wiedząc jak i kiedy się tam znalazłam. Powoli otrząsałam się już z szoku, więc próbowałam ustalić gdzie jestem i kto mnie tu przyprowadził. Rozejrzałam się po pokoju. Był on dość duży z wielkim łożem z baldachimem na którym właśnie leżałam. Na przeciwko mnie i po prawej stronie była para drzwi (te po prawej prowadziły chyba do łazienki, sądząc po odgłosach zza nich dochodzących), w rogu pomiędzy drzwiami stała komoda a po lewej stronie mieściło się wielkie okno z widokiem na miasto ( - wow, to chyba jakieś 20 piętro! ). Obok okna stał fotel i regał z książkami. Trochę niepewnie wstałam z łóżka, chcąc się wydostać z tego  nie znanego mi miejsca jak najszybciej, lecz wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc automatycznie spojrzałam w tamtą stronę,  a to co zobaczyłam, zszokowało mnie tak jak dotąd nigdy nic w moim życiu. Stanęłam, nie mogąc odwrócić wzroku od senseia, który stał przede mną odziany dosłownie w sam ręcznik. który był owinięty wokół bioder. Patrzyłam, jak woda z jego blond włosów spływa mu po karku na jego umięśnioną sylwetkę, na ramiona, które z łatwością by mnie objęły. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie patrzeć na te piękne niebieskie oczy tak łudząco przypominając moje. Nieświadomie podeszłam do Tsukiego i wtuliłam się w niego. Sama nie wiedziałam czemu to zrobiłam, po prostu poczułam znowu to, co czułam tego dnia, gdy sensei mnie pocałował, tylko że mocniej. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, lecz nagle przyszła mi do głowy myśl "Co ja robię, on mi pomaga a robię coś takiego gdy jest praktycznie nagi". Na tą myśl odsunęłam się od niego najszybciej jak umiałam.
-Przepraszam, nie wiem dlaczego to zrobiłam.-mówiąc to po raz pierwszy w moim życiu zaczerwieniłam się. Spuściłam głowę, żeby tego nie widział i dodałam - Dziękuje za to, że mnie stamtąd zabrałeś i przepraszam za kłopotanie cię. Ja już wychodzę.
Odwróciłam się aby wyjść, lecz poczułam uścisk na nadgarstku i mocne szarpnięcie, ani się obejrzałam a już siedziałam na łóżku a przede mną klęczał Tsuki trzymając mnie za rękę.
-Za co przepraszasz, przecież to nie twoja wina. Pamiętaj że ja zawsze będę stał po twojej stronie, a to że się do mnie przytuliłaś nie przeszkadza mi, wręcz przeciwnie cieszy mnie.-Mówiąc to chwycił moją drugą dłoń.
-Tak, ale nie powinnam tego robić w takiej sytuacji.-Byłam zła na siebie że sprawiam tyle problemów.
-Czemu? Przecież powiedziałem, że mnie to cieszy, to znaczy że jestem dla ciebie kimś ważnym, kimś na kim polegasz.-przy tym zdaniu uśmiechną się od mnie tak, że nie wiedziałam co myśleć.
-Co? Dlaczego to cie tak uszczęśliwia?
-Heh... Może nie zauważyłaś, ale zawsze cię obserwowałem. Już od czasów liceum.
-Co?
-Heh może nie pamiętasz, ale kiedyś cię pocałowałem.
-Tak, pamiętam, powiedziałeś, że chciałeś zobaczyć moją zaskoczoną minę ale ci się to nie udało.
-Prawda jest  taka, że już wtedy się w tobie zakochałem, ...- c..cc...cco co on powiedział ?- ... ale wtedy byś mnie do siebie nie dopuściła, więc postanowiłem, że najpierw zaopiekuję się tobą i pokażę ci, że możesz mi zaufać, a dopiero wtedy gdy okażesz, że nie jestem ci obojętny, powiem ci o tym.
Mówiąc to patrzył mi cały czas w oczy a ja wiedziałam, że nie kłamie. Zatapiając się w tych błękitnych oczach poczułam coś, czego do tej pory nie odczuwałam.
-Coś cie boli ??- zapytał się mnie sensei  z zatroskaną miną.
-Nie, czemu tak sądzisz ?- Nic nie powiedział. Wskazał tylko na moją dłoń, która spoczywała na mojej lewej piersi- Co, kiedy ja... - spojrzałam w oczy Tsukiemu- Przepraszam, poczułam coś dziwnego w sobie, sama nie wiem co to jest, to trochę jakbym czuła nieopisane szczęście w sercu po tym, co powiedziałeś, ale nie wiem dlaczego.
-Ja wiem co to jest - mówiąc to uśmiechnął się jeszcze bardziej, a ja poczułam to jeszcze mocniej .
-Co to??
-Heh jeszcze się nie domyśliłaś... -kiwnęłam głową, że nie- To znaczy, że mnie kochasz tak samo, jak ja ciebie.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął w dół tak że nasze usta się spotkały. Całował mnie namiętnie a za razem delikatnie, wtedy już wiedziałam, iż naprawdę go kocham, a on mnie, taką pustą osobę jak ja. Zaczął całować moją szyję i rozpinać zamek z tyłu mojej sukienki a ja nie miałam nic przeciwko temu, lecz on nagle przestał, spojrzał mi w oczy i powiedział.
-Wiesz że po tym nie będzie już odwrotu. Czy na pewno tego chcesz ??
Nie musiałam myśleć nad odpowiedzią. Sama wyszła mi z ust .
-Czekałeś tyle lat opiekując się mną i właśnie dzięki temu jestem całkowicie pewna, że mówisz prawdę oraz że mnie kochasz i że ja cię kocham.
Tylko gdy wymówiłam te słowa zrobiłam coś, czego całkowicie się po sobie nie spodziewałam. Przysunęłam do siebie Tsukiego i pocałowałam go. Nie wahał się już. Pewnym ruchem odpiął mój zamek do końca i ściągnął moją suknię nie przestając mnie przy tym całować. Zaczął dotykać mojego brzucha i piersi a ja czułam, że już dawno nie ma na sobie ręcznika a nasze ciała niczym nie osłonięte stykają się ze sobą, co mnie coraz bardziej podniecało. Czułam tylko jak usta Tsukiego wędrują od moich ust przez moja szyję, piersi i brzuch do mojego krocza. Poczułam jak język na mojej łechtaczce. Nie mogąc się już więcej powstrzymać zaczęłam sapać .
-Heh... chyba ci się to podoba. - nie mogąc wykrztusić słowa kiwnęłam tylko głową - Ciesze się, ale chyba na tym będziemy musieli dzisiaj poprzestać .
-Czemu ?- zdołałam wykrztusić to z trudem przez to, że ciągle lekko sapałam - Czy zrobiłam coś nie tak?
-To nie tak. Po prostu nie byłem na to przygotowany.
Zrozumiałam o co mu chodzi i uśmiechnęłam się do niego, co lekko go zdziwiło.
-Czyli jednak nie byłaś pewna co do tego.
-Jestem pewna i właśnie dlatego, że to z tobą, to nie obchodzi mnie, czy będziemy się zabezpieczać czy nie.-Uśmiechnęłam się do niego.
Zaskoczyłam go tym wyznaniem i uśmiechem. Powiedział tylko, że już się nie powstrzyma. Zaczął mnie całować ,dotknęłam dłońmi jego mięśni a on włożył swoje palce w moją cipkę. Poczułam się przyjemnie, nie krepowało mnie to, ponieważ wiedziałam, że robi to osoba, która mnie kocha. Zaczął całować moje piersi a ja włożyłam dłonie w jego blond włosy. Tsuki objął mnie, umieszczając swoje dłonie na moich plecach. Podniósł mnie lekko do góry i pocałował a ja poczułam jak jego penis wchodzi w mnie. W momencie, gdy wszedł we mnie cały poczułam niesamowita rozkosz. Gdy  sensei zaczął się we mnie ruszać, zaczęłam znowu sapać, z każdą chwilą czułam jak zaczynam płonąć coraz bardziej i bardziej0. Lecz nie tylko ja czułam to narastające podniecenie. Tsuki podniósł mnie tak, by nasze usta się spotkały. Był to długi i namiętny pocałunek, przy którym oboje doszliśmy.
-Hoshi, czy zgodzisz się być moją gwiazdą ??
-Tak, o ile ty zgodzisz się być moim księżycem .
Zaśmialiśmy się po czym znowu zanurzymy się w pocałunku i morzu naszych uczuć .





Hej to ja _xXx_ , mam nadzieję, że ktoś przeczytał te wypociny. Chciałam tylko napisać dla nie doinformowanych, iż
Hoshi po japońsku oznacza gwiazda, Tsuki oznacza księżyc, a Yoru oznacza noc.
Mam nadzieję, że się podobało i informuję, że 3 rozdział będzie ostatnim z tej opowieści, choć nie wiem, czy ktoś to w ogóle czyta, ale co tam, i tak napiszę .Proszę o komentarze, czy się podobało czy nie.
Edit: Kahowska

piątek, 7 września 2012

Ja i On - Rozdział III

Od czasu gdy wprowadziłam się do świątyni dziadka minął rok. Dzień za dniem przeżywałam to co zawsze. Głupi lis nic się nie zmienił. Nadal mnie dręczył  i obrażał w każdy możliwy sposób. Dziadek postanowił że zacznie uprawiać buraki na swoim polu, a ja sprzątałam tak jak zawsze, tylko do mojego wzrostu.
Tego poranka wstałam tak jak zawsze, przywitałam dziadka, a lisa jak zwykle spławiłam moim spojrzeniem. Usiedliśmy do śniadania:
- Smacznego! - Powiedziałam.
- Smacznego wszystkim.
- Smacznego...
Dziadek spojrzał na mnie dziwnym spojrzeniem, którego za Chiny nie mogłam zrozumieć. Wreszcie otworzył swoje usta i wybełkotał:
- Pffffuujjjfffffddddfffffiiieessszzzz Ffffoooo FFffFkkkKKooooffffyyy  FFFfIIiiiFfffffar (pójdziesz do szkoły Liar).
- Co dziadku? - Powiedziałam to z wyrazem twarzy, który mówił sam za siebie, że mnie to nie obchodzi.- Dziadek przełknął ryż.
- Idziesz do szkoły Liar. - Dziadek wskazał na mnie pałeczkami uderzając lekko jedną o drugą.
- Co? - Powiedziałam i prawie zakrztusiłam się jedzeniem.
- Normalnie. Już od roku powinnaś chodzić do szkoły. - Niewzruszony jadł dalej.
- Ale nie wystarczy że Kani chodzi dziadku? - Z błagalnym spojrzeniem patrzyłam na dziadka.
- NIE ! Ty też jesteś człowiekiem ! Jeszcze zaczną mi tu łazić jacyś ludzie w tej sprawie ! - Dziadek wstając uderzył mocno w stół i rzucił patyczkami. - Wychodzę! Dzisiaj sobota więc  ty i Kani zostaniecie w domu ! Zrozumiano młoda damo? - Wstał, założył gumiaki i wyszedł mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
-Super... zostałam z głupkowatym lisem. -Gderałam pod nosem tak by Kani to usłyszy.
- Głupie dziewuszysko.- Powiedział to nie patrząc na mnie i sprzątając po śniadaniu. Gnojek ma 9 lat, a uważa się za pana i władcę ! DEBIL !
-Kto tu jest głupi. - Ze złowieszczym uśmieszkiem rzuciłam .
-No ty. Skoro nie chcesz iść do szkoły...- Mówił spokojnie wkładając naczynia do zlewu.
-A kto powiedział ze nie pójdę IDIOTO?
- Sama to powiedziałaś. Swoim zachowaniem wcześniej.- Nadal spokojnie mówił.
-HA!? Jakim niby zachowaniem? byłam po prostu zaskoczona tym...- Usprawiedliwienie nie było najlepsze...
-W takim razie idź do szkoły zamiast się tu tłumaczysz.- Ruszył w stronę swojego pokoju , a ja za nim.
- A żebyś wiedział że pójdę do tej szkoły ! - Powiedziałam do niego z grymasem na twarzy.
- Dobra ! to Super ! A teraz nie grymaś głupia dziewczyno i chodź coś ci pokaże - Przesunął drzwi do swojego pokoju i podszedł do jednej ze stert swoich książek. Zgarnął gruba książkę z wierzchu i otrzepał z kurzu.
- Masz.- Podchodząc do mnie podął mi książkę.
- Ale na co mi to? - Powiedziałam z swoim wiecznym grymasem na twarzy.
- Jeżeli przeczytasz tą książkę, powiem ci mój najcenniejszy sekret. -Z uśmiechem na twarzy zostawił w moich dłoniach ciężką książkę.
- Ale czemu chcesz mi powiedzieć swój sekret, w zamian za przeczytanie tej książki?
- Bo tak postanowiłem. Będziesz mieć motywacje żeby przeczytać tą książkę.
- Ale ja nie umiem czytać .
- To się naucz. Przecież idziesz do szkoły prawda? - Jego diabelski uśmiech pojawił się znowu. O boże w co ja się wpakowałam.
- Nie...dzięki...
- O... odmawiasz mi?! MI?!- W jego oczach było widać złość... jakby miały zabić.
- D..dobra ! Wezmę tą książkę !
- To super ! - Wrócił uśmiech... demon jeden !
- Dobra.. wychodzę z twojego demonicznego pokoju.
-Jak chcesz...- Rzucił się  na futon z książką w rękach.
Poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na futonie i zauważyłam że na okładce książki nic nie ma. Dobra...  z ciekawe co jest w środku otworzyłam starką książkę i co ujrzałam? Jakieś pismo, ale w jakim języku to ja już nie wiem.Niech sobie leży tutaj ta książka. Przecież nie powiedział mi kiedy jest ostateczny termin jej przeczytania. Ok! Teraz trzeba posprzątać. Nie było dużo sprzątania bo sprzątam codziennie. Kani siedział w swoim pokoju do powrotu dziadka.Dziadek upichcił kolacje, bo jak zwykle siedział na polu do wieczora. Postanowiłam powiedzieć dziadkowi że pójdę do szkoły.
- Dziadku... yyy bo ja... Yyyy... chciałam ci powiedzieć że pójdę do szkoły.
- Wiem. Nie miałaś nic do mówienia w tej sprawie.
- Super...- Kurde... -Zawsze tak jest że albo on albo lis ma słowo a ja nie !-  A kiedy  będe miałą włąsne zdanie w tym domu?- Spytałam się. Nie mam nic do stracenia.
- Jak będziesz poważna i będziesz chodzić do szkoły. - Oznajmił dziadek.
- Przecież pójdę do szkoły... dziadku daj już spokój.- Wsuwając jedzenie mówiłam.
- Dziewczynki nie mówią z pełnymi ustami...
- Ale ona nie jest dziewczyną dziadku. - Śmiał się ten cholerny lis z tego co powiedział ! Ale dowcip!Ahahahaha...
-Pamiętaj lisie, że jak przeczytam tą książkę powiesz mi swój sekret.- Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Jeżeli kiedykolwiek nauczysz się czytać....
- CO!? Zobaczysz ! Będę czytała najlepiej ! - I puściłam wodzę fantazji...
- Hahaha! A jak taki głupek jak ty może nauczyć się czegokolwiek. A z resztą  jutro  muszę wcześnie wstać, wiec dobranoc.- Poszedł do swojego pokoju.
- Więc dziadku... kiedy pójdę do szkoły?
- Jutro. - Oznajmił mi jak gdyby nigdy nic.
- Ale jak to !? Jutro?! Nie mam podręczników i w ogóle nic nie mam do szkoły !
- Nauczyciele już ci wszystko załatwiły... no... idź spać bo jutro masz ciężki dzień.- Poklepał mnie po głowie, zebrał naczynia i poszedł też spać. No super! jutro idę do jakiejś szkoły ! Dobra... trzeba iść spać żeby rano wstać.Jak idę do szkoły to muszę być wypoczęta !
I tak skończył się mój dzień.
Rano obudził mnie Kani, ten cholerny paskudny lis!
- Wstawiaj dziewucho...- powiedział zrywając ze mnie kołdrę... miałam nadzieje że dzisiaj sobie pośpię... ale nie.
- Sam... wstawaj...- W pół śpiącą wstałam z wyra i poszłam zjeść śniadanie. Usiadłam i od razu dostałam w łeb ściera:
- A ty jeszcze nie w mundurku!?
- Ale.. jakim mundurku??- Zdziwiłam się, bo przecież nic nie dostałam.
- No Kani miał ci dać! - Powiedział.
- Ale... on mi nic nie dał dziadku !
Usłyszałam tylko bach i ścierka poszła znowu w ruchu. Kani dostał. Ale miałam frajdę! haha xD . Głupi Kani.. zasłużył...
- Nie dałem jej mundurka bo poleciała do kuchni... no ...- Tłumaczył się.
- Dobra! Jeść śniadanie ! Kani masz odprowadzić Liar pod samą klasę. Pierwsza klasa to coś ważnego ! A poza tym znając jej możliwości to się zgubi.
Ja ?! Ja się nigdy nie zgubiłam! No może wtedy gdy tu trafiłam po par pierwszy.
- Dobra.. odprowadzę ją pod samą klasę... - Wzdychając powiedział jeszcze.- Zbieraj się. Nie będę czekać. - Ubrany w swój czarny mundurek zakładał  buty.
- Poczekaj! Założę mundurek!- Pobiegłam do pokoju. Wystarczyły mi 2 minuty na ubranie się.Wybiegłam za nim z domu krzycząc do dziadka " Do widzenia" i pobiegłam za Kanim. Szliśmy polną ścieżką aż trafiliśmy na las.
- Dobra gówniaro... żeby było szybciej przejdziemy przez las, który rośnie przy mojej szkole okej? Masz się trzymać mnie.- Złapał mnie mocno za rękę i przeszliśmy przez  dwa takie same drzewa rosnące obok siebie. W jednej sekundzie znaleźliśmy się w zwyczajnym lesie.
- To tutaj matole? Nie pomyliłeś się? - Nie byłabym zszokowana gdyby się zgubił.
- Zamknij się ! Nie widzisz że tutaj są ludzie z mojej szkoły !? Obciach mi robisz !
- I dobrze... chce wreszcie do mojej nowej klasy Kani... - Głupi lis pewnie nawet nie wie jak się tam dostać heh.
- Już... - Nagle przed nami jak gdyby nigdy nic pojawiła się gromada chłopaków. Każdy próbował zaczepiać Kaniego, aż było mig szkoda.
- Ooo... patrzcie chłopaki ! To ten malutki pół człowieczek ! Hahah a to kto? Twoja dziewczyna?
Kani milczał trzymając się kurczowo mojej ręki ruszyliśmy i ominęliśmy ich szybko ale zaczęli rzucać w Kaniego kamieniami.Wściekłam się. Rzuciłam kamieniem na ślepo, a los chciał że trafiłam w bossa tych goryli. Był tak ogromny. że cień przysłaniał jego twarz, ale ciało miał jak kultysta z 5 letnim doświadczeniem. Przestraszyłam się i ścisnęłam dłoń Kania. Spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Uciekamy.- Biegliśmy tak długo dróżką  aż ich zgubiliśmy. Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy.Gdy patrzyło się w górę było widać promyki słońca które jakimś cudem przemknęły przez wielkie korony drzew.Kani się do mnie nie odzywał. Chyba się na mnie obraził. Przed nami wyrosła wielka biała szkoła. Nie zdążyłam zobaczyć więcej bo Kani praktycznie natychmiast zawlókł mnie pod samą klasę. Stanęłam przerażona przed drzwiami. Gdy się odwróciłam ujrzałam że Kaniego już nie było. Miałam nadzieję że nie narobiłam mu kłopotów. Weszłam do klasy i ujrzałam pełno dziewczynek i chłopaczków młodszych ode mnie o rok. Wszyscy się bawili i cieszyli przerwą. Podeszłam do wychowawczyni i powiedziałam że jestem nową uczennicą. Wstała i stawiając mnie na środek sali i powiedziała :
-Klaso ! To jest nowa uczennica Liar ! Proszę bodźcie dla niej mili ! - I usiadła. Była może po 30. Miała białą zwyczajną bluzkę i czarne jeansy. Figurę miała jak modelka z jakiejś gazety, a twarz miała jakby anioła. Długie czarne loki sięgające do pasa. Czerwone usta , brązowe duże oczy i jasna cera. Była piękna.
Cała klasa była pomalowana na biało. Były 2 pary przesuwanych drzwi. Na końcu klasy i początku. Były 4 duże okna. Po prawej stronie ławki ustawione w 3 rzędy. Podłoga była całą w kafelkach, a tablica umazana jakimiś obrazkami.Wszędzie walały się obrazki, papierki i plecaki.
Wszyscy patrzyli na mnie wilkiem jakbym była kimś nieproszonym gościem. Była jedna dziewczyna która siedziała sama. Uśmiechnął się do mnie. Podeszła łapiąc za rękę i mówiąc:
- Od teraz jesteśmy przyjaciółkami ! - Byłam zaskoczona tym ale i szczęśliwa. Zgodziłam się.
- Jestem Liar, a ty?
- Ja jestem Suzuki  miło mi cię poznać- uśmiechnęła się i zajęła swoje miejsce.
Dziewczyna miała zielone jak trawa oczy i jasne brązowe włosy. Cały czas się uśmiechała.Jako że ławka koło niej była wolna usiadłam obok . Zaczęły się lekcje. Tak spędziłąm pierwsze 6 godzin w mojej nowej szkole, oczywiście była przerwa na lunch jednak zapomniałam swojego. Jaka głupia jestem! Ale na moje szczęście Suzuki miała dużo i się ze mną podzieliła. Dzięki niej nie siedziałam głodna. Lekcje się skończyły i wyszłam ze szkoły z nową kumpelą. Pożegnałam się z nią a ona  pokierowała się  do swoich rodziców. Sterczałam jak kołek przed szkołą i czekałam na Kaniego. Miał po mnie przyjść bo dziadek jest zajęty na polu ! Usiadłam sobie na niskim bialutkim murku który ciągnął się aż do zielonych wielkich bram. Odgradzała ona trawę od chodnika, ale i tak nic to nie dawało. Nareszcie mogłam się przyjrzeć mojej nowej szkole ! Sama szkoła była dokładnie ogrodzona zielonym płotem, a za szkołą nie wiem co było, ale chyba boisko. Siedząc tak zauważyłam że przy szkole rośnie dużo wiśni, a pod nimi są ustawione ławki. Postanowiłam się na nie przenieść. Siadłam i od razu w bramie stanął lis. Podbiegłam do niego i ujrzałam jego posiniaczoną i spuchniętą twarz! Byłam w szoku ! Co mu się mogło stać? Czyżby to było przeze mnie ? To tamci chłopacy mu to zrobili?
- Co ci się stało ?! - Spytałam wyciągając dłoń w kierunku jego twarzy jednak on ją odtrącił.
- Nic... nieważne ! Idziemy do domu! - Pociągnął mnie za rękę, a ja nie protestowałam. Patrzyłam na jego twarz z boku. To było jeszcze straszniejsze. Wreszcie doszliśmy do tego samego lasu i do drzew. Były identyczne ! Mimo że nie te same... Szybko przeszliśmy przez nie jednak jakimś cudem wylądowaliśmy w tamtym drugim przejściu. Byłam zszokowana że nie  przenieśliśmy się do tego lasu.
- Czemu nie wylądowaliśmy w lesie ?
- Mam kamień który od razu mnie przeniesie tam gdzie chcę.
- Pokaż ten kamień.
- Ok. - Zdjął z szyi czarny sznureczek na którym wisiał piękny czerwony kamyczek w kształcie łzy. Był tak cudowny, że chciałam go wziąć jednak Kani mi nie pozwolił.- Nie, nie nie ee to moje - Schował go pod koszulą i przyklepał upewniając się czy jest na miejscu.- To  moje. Dostałem to od nauczyciela. Powiedziałem o tym incydencie przed szkoła. - Wzruszył lekko ramionami.
- Aha... ale...to oni cie tak urządzili, prawda? - Zapytałam z lekkim strachem.
- Tak, ale to już przeszłość. Zajmij się teraźniejszością. My tu gad gadu, a już przed domem jesteśmy! - Z radością na twarzy pobiegł do drzwi zostawiając mnie za sobą. Nie chcąc być gorsza zaczęłam się z nim ścigać i wygrałam.
- Szybka jesteś - Zasapany mówił opierając się o ścianę w domu.
- Haha! Jestem lepsza od ciebie ! - Mówiłam z dumą te słowa przecież wygrałam.
- Nie ciesz się tak bo jeszcze jesteś mała, a teraz idę odpocząć  do siebie.
Zdjął buty i poszedł do swojego pokoju. Sama byłam zmęczona tym wszystkim więc poszłam do siebie i rzucając się na futon niemal od razu zasnęłam. Obudziło mnie zatrzaskiwanie drzwi i dźwięk naczyń. To był dziadek, który od razu zabrał się do robienia kolacji . No, miał racje jest już późno, a jutro też mam szkołę! Przywitałam dziadka i zawołałam Kania. Usiedliśmy wszyscy przy stole. Na kolacje była jajecznica. Powiedzieliśmy sobie " Smacznego" i wzięliśmy się do jedzenia. Po kilku minutach ciszy dziadek wreszcie się zapytał co się stało Kaniemu jednak wymyślił tak żałosną wymówkę że się w głowie nie mieści!
- Spadłem  ze schodów... -Wybełkotał opuszczając swoje szpiczaste uszy które zawsze były ustawione jak radary.
-Kłamiesz Kani, jeżeli nie chcesz mówić, nie będę cię zmuszać.
Jadł dalej jakby Kani go nie obchodził! A kto był z niego taki dumny ? O co chodzi?! Zdziwiona już chciałam powiedzieć dziadkowi co o tym myślę jednak Kani zaczął opowiadać co się stało. Po wszystkim dziadek miał jakieś wąty do tego że broniłam Kaniego i że niby jestem za mała. Nie słuchałam go za bardzo, gdyż postanowiłam skończyć kolacje i iść kontynuować dalsze spanie. Nawet mnie nie zapytał jak było w szkole! Kani zrobił to samo co ja i wszyscy poszliśmy do siebie. Siedziałam tak na futonie rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Dobrze zrobiłam broniąc Kaniego, a poza tym on by zrobił dla mnie to samo. Wzięłam do rak książkę i przewracałam strony patrząc na znaki. Nie umiem tego odczytać ale kiedyś na pewno mi się to uda ! Odłożyłam książkę i zanurzyłam się w błogim śnie.

Autor: Ciekawostki
Edit: _xXx_

czwartek, 6 września 2012

Wśród bibliotecznej ciszy...

Spokojnym krokiem szedłem do biblioteki, jak każdego dnia.
Czułem dzisiaj wewnętrzną frustrację. Zobaczyłem go, jak zabawiał się z jakąś dziewczyną. Znowu.
To niesprawiedliwe... Ile razy się zakocham, to zawsze w takich kolesiach co i tak nie będą się ze mną zadawać, a co dopiero więcej. Szkoda mojego czasu, nerwów i serca.
Usiadłem przy stole w tym samym miejscu co zawsze. Okna były pootwierane, ale nie przeszkadzały w czytaniu. Cisza zdawała się napierać z każdej strony. Byłem sam.
Siedząc, tak już od godziny i czytając powieść jednego z moich ulubionych autorów, nagle się zorientowałem, że nie wiem, co przeczytałem.
- Ech - westchnąłem ciężko.
- Trzeba mieć powód, żeby tak wdychać - usłyszałem nagle. Podniosłem głowę i zobaczyłem kolesia, którego kojarzyłem z  klubu artystycznego. Jest rok wyżej niż ja.
- Tak. Mam powód, ale nie muszę ci o nim mówić - odpowiedziałem chłodno.
- Rozumiem - uśmiechnął się do mnie dość uroczo.
"Uroczo"?? O czym ja myślę! Jeszcze przecież nawet się nie otrząsnąłem z powodu złamanego serca, a tu taka jazda. Jestem debilem i tyle.
Cokolwiek, naburmuszony wstałem i chciałem wyjść, lecz ten on złapał moją rękę i pociągnął na swoje kolana. Spojrzałem wprost w te jego orzechowe oczy, w których iskrzyły się małe ogniki. Nagle przyciągnął moją twarz do swojej i mocno pocałował. Nie wiedziałem co robić, ponieważ to było tak nagłe. Odepchnąłem go z całej siły i szybkim krokiem wyszedłem z biblioteki. Byłem zszokowany całą tą sytuacją. Postanowiłem unikać tego kolesia jak ognia. Miałem nadzieję, że raczej go nie spotkam. Zwłaszcza, że nasze roczniki mają zajęcia w innych częściach budynku.
Niestety, następnego dnia już z samego rana pierwszą osobą jaką zobaczyłem - był "ON". Stał obok mojej szafki i wyglądało na to, że czekał na mnie.
Zręcznie go wyminąłem i poszedłem dalej, jakby nigdy nic. Cały dzień tak było. Zacząłem się zastanawiać - dlaczego... Po zajęciach, już normalnym zwyczajem szedłem do biblioteki, gdy nagle uświadomiłem sobie, że ani razu dzisiejszego dnia nie pomyślałem o tym, iż wczoraj złamano mi serce. Nieświadomie, ale jednak i że przez cały ten czas myślałem o tym kolesiu. Dlaczego? Pytanie warte miliona. Usiadłem na swoim miejscu i otworzyłem książkę. Czytając ją, nie zauważyłem nawet, że ktoś się do mnie przysiadł. Miejsce jakie sobie wybrałem na początku roku było w rogu całej biblioteki. Zasłonięte przez półki dawało poczucie prywatności. Raczej niewiele osób chciało tu przychodzić, a o tej porze raczej nikogo nie ma. Kilka klubów miało swoje zajęcia i słychać było czasem ludzi na boisku. Okna znów były otwarte. Lekkie podmuchy wiatru chłodziły w ten dość ciepły dzień. Nie wiedząc, że nie jestem sam, zamknąłem oczy i rozciągnąłem się, ponieważ poczułem lekkie zdrętwienie ciała od długiego siedzenia w jednej pozycji.
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem, że po drugiej stronie siedzi "ON". Wstałem nagle, jakby mnie piorun strzelił.
- Spokojnie - powiedział znów się uśmiechając.
- Nie zrobię ci nic złego tylko patrzyłem - dodał.
- Nie mogłeś powiedzieć, że tu jesteś? - zapytałem.
- Jakoś tak nie mogłem przestać ci się przyglądać, ponieważ jak czytasz masz taką skupiona twarz, a nie chciałem ci przerywać - odpowiedział.
- Dzięki za troskę, ale mimo wszystko mogłeś dać znać - byłem trochę zdziwiony. Spojrzałem w te jego orzechowe oczy i nagle poczułem spokój.
Usiadłem z powrotem na krześle.
- Jak się nazywasz?- zapytałem ponieważ nie widziałem co powiedzieć.
- Ja nazywam się Gin - powiedział uśmiechając się przy tym szeroko, jakbym sprawił mu przyjemność.
- Ja jestem Cole.
- Wiem o tym - uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Tak? To ok - byłem lekko skonfundowany.
- Dlaczego więc mnie wczoraj pocałowałeś? - postanowiłem zagrać w otwarte karty, by potem nie żałować lub jeszcze gorzej.
- Wyglądałeś na smutnego - powiedział tak po prostu.
- Co proszę? !- krzyknąłem lekko się przy tym czerwieniąc. "Cholera by to wszystko" pomyślałem.
- Każdego tak całujesz, gdy zobaczysz, że jest smutny? - dodałem już ciszej.
- No nie każdego, a raczej jakby to powiedzieć... Chodzi mi o to, że już od dłuższego czasu ci się przyglądam, a że wczoraj akurat przez przypadek zobaczyłem, jak wchodzisz do biblioteki postanowiłem, że z tobą pogadam, ale wyglądałeś na takiego smutnego i nie wiedziałem od czego zacząć rozmowę. Postanowiłem, że poczekam aż skończysz i tak jakoś samo wyszło - jakoś mnie nie przekonał.
- Czy ty aby się we mnie nie zabujałeś? - chciałem, aby zabrzmiało to jak żart, ale jego mina ukazała z goła zupełnie inną reakcję niż oczekiwałem. Był w szoku, jakbym odkrył coś czego nie powinienem.
- Czekaj, jeśli tak to dlaczego ja i powiedz, że ty też jesteś gejem - powiedziałem szybko nagle się orientując, że się zdradziłem.
- Ty też? Co masz na myśli przez "ty też"? - zapytał z nadzieją w głosie.
"Cholera i co teraz?" - moje myśli szybkim tempem przebiegły mi przez głowę.
- Chodź - złapał mnie za rękę. Zdążyłem tylko złapać torbę i pociągnięty kroczyłem za nim.
Wyszliśmy ze szkoły. Idąc obok niego zauważyłem, że jest wyższy ode mnie. "Kurde mój typ" - pomyślałem. Lubiłem wysokich.
Dłuższy kawałek już szliśmy bez słowa. Gin wciąż trzymał moją rękę, jakby to było coś naturalnego, choć doskonale wiedziałem, że nie powinniśmy w miejscach publicznych tak robić, to nie miałem ochoty go puszczać.
"Heh, to się robi śmieszne" - pomyślałem cokolwiek wcale nie zawstydzony.
Czułem ciepło bijące z jego ręki. Ścisnąłem ją mocniej, jakbym sam siebie utwierdzał, że to się dzieje naprawdę. Gin, jakby wyczuwając to, też ścisnął ją mocniej. Tak doszliśmy do wielkiego domu. Ogromna rezydencja w białym kolorze otoczona pięknie zadbanym ogrodem. Wchodząc do środka zacząłem myśleć, że coś mi nie pasuje i nagle się zorientowałem, że idę sam bez protestu do domu kolesia, którego ledwo poznałem w dodatku z jakiegoś powodu szczęśliwy.
Czy ja nie powinienem się... No nie wiem... Zatrzymać lub choćby zaprotestować?!
Idąc tak za Ginem po tych korytarzach i schodach w zupełnie nie znanym mi kierunku -zgubiłbym się w tym labiryncie gdybym był sam - nie miałem nawet ochoty krzyknąć:
"Ej koleś o co chodzi?!" - tylko spokojnie szedłem za nim.
- Już jesteśmy - powiedział Gin.
- Gdzie jesteśmy, bo widzisz nawet nie zaczaiłem o co biega, a ty nagle mnie tu przyprowadziłeś - powiedziałem spojrzawszy na niego pytająco.
- No tak przepraszam, to jest mój dom, a przyprowadziłem cię do swojego pokoju - odpowiedział całkiem naturalnie, jakby mówił o pogodzie.
Wprowadzając mnie do środka kazał mi zasłonić oczy. Zrobiłem jak chciał.
Posadził mnie chyba na łóżku, ponieważ było dość miękko.
- Już możesz otworzyć -  gdy otworzyłem ujrzałem portret. Namalowany chyba był olejną farbą. Trochę się znałem na tym, ale nie za dobrze, ale chodziło o to, że to mój portret. Zobaczyłem samego siebie, siedzącego na jednej z ławek w szkolnym parku, jak czytam książkę, a wiatr rozwiał mi włosy.
Poczułem się troszkę szczęśliwy, ale tylko troszkę - zaznaczam. Obraz był świetnie namalowany.
Poczułem, jak Gin siada obok mnie.
- Wiesz, to był pierwszy raz jak cię zobaczyłem i tak jakoś mi utkwił w głowie, więc postanowiłem go namalować, a później najzwyczajniej świecie zakochałem się w tobie - powiedział cicho, jakby lekko się wstydząc. Poczułem, że się czerwienię.
- Dzięki - wydukałem.
- Czy to znaczy, że mogę liczyć na coś więcej? - zapytał, a ja wyczułem nutkę nadziei w jego głosie.
- Ja nie wiem... Właściwie to nie jestem pewien... - nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem szczęśliwy, że ktoś mnie lubi w ten sposób, ale trudno mi przychodzi okazywanie uczuć.
-Pozwól mi zatem, że udowodnię ci, jak bardzo mi zależy i że będziesz ze mną szczęśliwy - powiedział, nagle popychając mnie na plecy i łapiąc moje ręce.
- Ja... Nie musisz mi nic udowadniać. Ja jestem wdzięczny za to uczucie i w ogóle... - nie pozwolił mi skończyć, ponieważ pocałował mnie zdecydowanie i namiętnie zarazem.
Poczułem gorąco. Jego język tańczył z moim. Chciałem przerwać, ale Gin jakby to wyczuwając, jeszcze bardziej pogłębił pocałunek, wkładając przy tym jedną rękę pod moja koszulę, a drugą trzymał moje ręce, abym mu się nie wyrwał. Skubaniec nie dość, że wysoki to jeszcze dość silny.  Przy jego posturze wydawałem się mały, jak dzieciak z podstawówki. Poczułem, jak rozpina mi guziki i dotyka mojego brzucha. Dreszcze przebiegły mi po plecach, wciąż całując mnie, zaczął rozpinać mi spodnie. Poczułem podniecenie. W jego przypadku było tak samo. Czułem, jak jego "męskość" stwardniała i ocierała się o moje biodro.
Kiedy już rozebrał mnie z koszuli (cokolwiek, się nie opierałem). Włożył swoją rękę do moich spodni. Zaczął masować mojego członka delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie. Czułem jak moje podniecenie rośnie z każdą sekundą. Byłem już tak podniecony, że zamiast się opierać oczekiwałem na więcej i więcej.
Poczułem jego język na mojej klatce piersiowej. Powoli coraz niżej i niżej. Czułem dreszcze i podniecenie. W tym samym czasie ściągał mi spodnie i sam też się już rozebrał do majtek.
Byłem w stanie pozwolić mu na wszystko, ale przestraszyłem w pewnym momencie, że to się za szybko dzieje oraz tego, że Gin tylko mnie wykorzysta.
Złapałem go i odepchnąłem lekko.
- Coś się stało? - zapytał z troską w głosie podnosząc głowę.
- Wiesz, lepiej nie posuwajmy się za daleko - wyszeptałem cicho.
Bałem się. Tak nagle się wystraszyłem, że to wszystko jest tylko jakimś głupim snem i że się zaraz obudzę.
Gin był zdziwiony.
- Dlaczego masz taką minę? - spytał.
-Ja myślę, że nie powinniśmy - wstałem i zacząłem się na nowo ubierać.
- Dlaczego? Nie rozumiem? - Gin siedział na łóżku patrząc na mnie. Ja nie patrzyłem w jego stronę.
- Myślę, że to zbyt dużo na raz - powiedziałem cicho. Zdążyłem się już ubrać. Stanąłem przed Ginem. Chwycił moją rękę.
- Nie rozumiem. Myślałem... Ty i ja... - nie umiał poukładać w zdanie, tego co chciał powiedzieć.
Pomyślałem, że lepiej będzie przerwać, nim to zajdzie za daleko, a później byśmy oboje tylko źle się z tym czuli. Zwłaszcza gdyby się okazało, że jednak nic by z tego nie było. Chciałem mieć kogoś kto by mnie kochał, ale nie chciałem też, by to wszystko zbyt szybko się rozkręciło, a potem wypaliło jak świeca.
Wziąłem torbę i odwróciłem się od Gina. Wychodząc z pokoju spojrzałem na niego i zobaczyłem jego zbolałą minę. Wiedziałem, że go zraniłem, ale strach przed zbyt szybkim tempem i rozczarowaniem był większy. Rozczarowaniem z jego strony, nie z mojej.
Na korytarzu stał jakiś mężczyzna.
- Poprowadzę do wyjścia - powiedział.
Skinąłem głową i poszedłem za nim. Wyprowadził mnie z tego labiryntu. Później dość szybko udało mi się dostać do swojego domu, jak się okazało mieszkał niedaleko mnie. Choć pojęcia nie miałem, że tak niedaleko ktoś ma jakąś rezydencje godną króla.
Czułem żal, że mimo wszystko nie poszedł za mną, ale czego ja oczekuje, przecież sam to przerwałem i jeszcze wyszedłem tak po prostu.
"Jestem kretynem"  - westchnąłem ciężko.
Jakiś tydzień po tamtym zdarzeniu, znów siedziałem w bibliotece. Tym razem zacząłem siadać na piętrze, gdzie nikt w ogóle nie przychodził, ponieważ mieściły się tu książki, tylko dla nauczycieli. Czytałem książkę, a raczej przewracałem kartkę, nawet nie czytając słów na niej zawartych.
Wciąż myślałem o Ginie, o tym wszystkim. Czasem widziałem na placu przed szkołą jak z kimś gadał i czułem niepokój, gdy okazywał komuś jakieś bardziej przyjacielskie gesty. Raczej nie widać było po nim, by był smutny lub załamany co mnie niestety irytowało. Czułem wewnętrzną frustrację. Znowu... Tym bardziej, że Gin tak wyniośle mówił, jak to mu się podobam i że mnie kocha.
Byłem smutny. Siedząc tak teraz w bibliotece wypominałem, jak mnie dotykał i pieścił językiem, jak jego ręka masowała mojego członka aż mało co nie zwariowałem z podniecenia.
Poczułem podniecenie. Rozejrzałem się na wszelki wypadek, czy aby na pewno jestem sam i ściągnąłem spodnie. Złapałem za swoją na wpół nabrzmiałą "męskość" i zacząłem masować wyobrażając sobie, że robi to Gin. Wciąż pamiętałem jego dotyk, więc szybko się podnieciłem na maksa.
Byłem tym tak zaabsorbowany, że nawet nie zauważyłem iż właśnie ktoś stanął koło mnie. Nagle poczułem, jak ktoś łapię moją rękę, którą właśnie się pobudzałem i poczułem język na mojej męskości. To uczucie było tak niesamowite, że nie byłem w stanie przerwać. Czułem, jak mój członek ląduje w buzi i jak ten ktoś zręcznie się nim zajmuje. Doszedłem szybko i zdecydowanie. Byłem niesamowicie usatysfakcjonowany.
Otworzyłem oczy, by zobaczyć kto to i zobaczyłem Gina, który właśnie rozpinał swoje spodnie. Zdziwiłem się, ale nie byłem nic w stanie powiedzieć. Gin stanął przede mną i moim oczom ukazał się dość okazały członek. Wiedząc doskonale w co się pakuje wziąłem go do ust i zacząłem go pieścić. Czułem, jak jego męskość coraz bardziej twardnieje w mojej buzi.
Nagle Gin się wycofał i podciągnął mnie po czym położył mnie na stole. Postanowiłem iść na żywioł i tym razem się nie wycofywać. Gin włożył mi dwa palce i poczułem, to dość trochę dziwne uczucie, ale mi to nie przeszkadzało, chociaż nigdy wcześniej tego nie robiłem, to chciałem, aby w końcu do tego doszło.
W czasie gdy penetrował mnie palcami ja przyciągnąłem go do siebie i zacząłem go całować. Nagle Gin wyciągnął palce po czym poczułem coś większego i ciepłego, co właśnie wchodziło we mnie. Poczułem ból. Syknąłem cicho.
- Wszystko w porządku, Jakby co to mogę przerwać... - usłyszałem przy uchu szept Gina.
- Nie, nie przerywaj tylko bądź delikatniejszy, bo to pierwszy raz jak to robię- wysapałem cicho.
- Naprawdę? - Gin się zdziwił.
- Tak - pokiwałem głową.
Gin nie ruszał się przez chwilę, ale nie był w stanie, zbyt długo wytrzymać i zaczął się poruszać. Mimo bólu czułem też coś niesamowicie podniecającego. Gin ruszał się coraz szybciej, a ja czułem, że za niedługo dojdę. Poruszaliśmy się coraz szybciej i szybciej, aż w końcu obydwaj doszliśmy.
Gin położył się na mnie zmęczony. Przytuliłem go i pocałowałem go.
- A więc jednak dasz mi szanse na to, bym mógł okazać, to że cię kocham? - zapytał z uśmiechem.
- Tak, ale naprawdę dawaj znać wcześniej, jak do mnie podchodzisz, gdy siedzę w bibliotece - zaśmiałem się.
- Nie, ponieważ nigdy nie wiadomo co w tym czasie będziesz robił.
Zaśmialiśmy się oboje.

******************
Wiem, że moje opowiadania są zboczone i dość otwarte. W dodatku pisze, to tak obrazowo.  Mam nadzieję, że choć trochę wam się spodobają, a jeśli nie to powiedzcie i nie będę.
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*
Ognista
Edit: Karmel

poniedziałek, 3 września 2012

Skip Beat! Moja Fantazja :D (z ciagu mangi)

Minęły jakieś dwa tygodnie od czasu, jak Ren przyłapał mnie z Sho w jednym samochodzie. Nie były to najszczęśliwsze chwile mojego życia, ale to nie była moja wina tylko tego przeklętego Shotaro! Siedziałam w swoim pokoju gdybając nad tym, gdy tak patrzyłam na moją księżniczkę Rosę i Corna - kamień pochłaniał moje smutki, a księżniczka dawała mi nadzieję, że da się to jeszcze jakoś naprawić. Nagle zadzwonił mój telefon, który leżał na łóżku obok torebki. Nie chciało mi się go obierać, ale był od szefa, więc nie miałam innego wyjścia.
- Kyoko, wiesz dobrze że jesteś w LoveMe i mam dla ciebie zlecenie - wypowiedział te słowa z jak największą powagą.
- Jakie to zlecenie? - zapytałam, próbując wykrzesać z siebie jak najwięcej entuzjazmu. Jednak poległam na samym początku
- Wiec tak, twoim zadaniem jest... Uwaga... musisz przyjść na moje przyjęcie urodzinowe! - w tle było słychać muzykę i hałasy
- Dobrze szefie, kiedy jest pana przyjęcie urodzinowe? - Nie chciałam iść, bo wiedziałam, jak będzie wyglądać to przyjęcie. Wszędzie półnagie kobiety tańczące taniec brzucha z pawimi piórami na głowie i sztucznymi ogonami,a sam szef skupi całą uwagę na siebie i będzie robił jakieś niemożliwe rzeczy. Jednak musiałam iść szef to szef, a poza tym co by sobie Tsuruga-san pomyślał? Dla niego unikanie pracy, to największa zbrodnia.
- Właśnie zaczyna się przyjęcie - odpowiedział niewzruszony.
- Słucham?! Jak ja mam się przygotować na nie w tak krótkim czasie? - wypowiedziałam to z żalem.
-  Pod twoim domem powinien czkać samochód, którym pojedziesz się przebrać i zrobią ci makijaż. Jeżeli zdążysz w półtorej godziny dostaniesz sto punktów. To papatki. - Rozłączył się zanim zdążyłam cokolwiek wypowiedzieć Szybkim ruchem wzięłam mój telefon i torebkę. Wybiegając z domu założyłam pierwsze lepsze buty i z szybkością światła wbiegłam do samochodu, zamykając drzwi. Szybko ruszyliśmy do najekskluzywniejszego sklepu z sukienkami szytymi na miarę. Pomyślałam: "jak oni mi w półtorej godziny uszyją sukienkę?". Wchodząc do sklepu z szoferem usłyszałam wołanie:
- Pani jest Mogami Kyoko ?- spytała ekspedientka z uśmiechem
- Tak... - powiedziałam z lekkim wahaniem.
- To cudownie! Pani sukienka już czeka - wyciągnęła rękę na przód i ruszyła, a ja za nią. Weszliśmy do pokoju w którym wszędzie były piękne i różnorakie sukienki, krótkie, długie, wieczorowe, koktajlowe. Patrzyłam na to wszystko z zachwytem.
- Panienko Mogami oto pani sukienka - odsłaniając sukienkę przykrytą białym materiałem ujrzałam najpiękniejszą sukienkę, przy której te co widziałam w wejściu bledną. Była biała długa do kolan, w pasie zwężała się i lekko marszczyła, dekolt nie za głęboki, a na nim były wyszyte piękne delikatne falbanki, które przyciągały dużo pozytywnej uwagi, wszystko było na białych ramiączkach, a sukienkę dopełniały białe pantofelki na niewielkim obcasie. Pomyślałam, że przemienię się z Kapciuszka w księżniczkę. Kiedy ją ubrałam nie mogłam wyjść z podziwu, że suknia potrafi, tak zmienić człowieka. Zostałam obsypana komplementami i się lekko zawstydziłam, przecież to nie ja byłam piękna tylko ta sukienka. Szybko jednak musiałam się zbierać i wsiadając do samochodu sprawdziłam godzinę. Jeszcze została godzina. Mam nadzieję, że się wyrobię.
Ruszyliśmy autem do kosmetyczki. Znów najlepszy sklep w mieście! Jak mój szef za to zapłaci, a jeżeli to ja będę musiała... - przerażona ta myślą, szybko wypędziłam ją z głowy.
- Nie, nie, nie. On to wszystko przecież przygotował - wchodząc do kosmetyczki jednym spojrzeniem mogłam ocenić, że są oni profesjonalistami. Najpierw długi korytarz prowadzący do oddzielnych pokoi, w których czekał makijażysta. Na podłodze turkusowy dywan, a na ścianach obrazy z pozłacanymi ramami. Ponownie usłyszałam moje imię, jednak teraz odpowiedziałam z pewnością.
- Tak. - odpowiedziałam. Nie wiem dlaczego byłam taka pewna siebie, to pewnie przez tą sukienkę. Ona była pewnie jakaś magiczna! Zostałam zaprowadzona do pokoju numer dziewięćdziesiąt trzy, w którym czekała na mnie profesjonalistka. Siadłam na krześle przed wielkim lustrem nie patrząc na wnętrze pokoju. Mogłam jednak dostrzec, że jest dużo kosmetyków i złoty wazon stojący pusty w rogu. Zaczęła szybko nakładać makijaż. Nawet nie widziałam, jak ona to robiła tak szybko. Po jakiś trzydziestu minutach byłam gotowa i bardzo szęsliwa. Wyglądałam jak z bajki, ale to nie koniec, jeszcze włosy mi przedłużyli. Nie zmienili mi koloru włosów, więc nie czułam się niekomfortowo. Wstałam podziękowałam. Następnie udałam się do wyjścia, gdzie czekał na mnie mój szofer. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy na przyjęcie. Kiedy dojechaliśmy przypomniała mi się akcja z Sho i Renem. Zdenerwowana nie wiedząc czy wejść, czy też nie - ruszyłam do środka. Wchodząc powitał mnie szef i powiedział, że dostanę zasłużone sto punktów. Zadowolona powiedziałam:
- Dziękuję za suknię i że pan za wszystko zapłacił
- Ja za to wale nie zapłaciłem - powiedział to z dyskretnym uśmieszkiem.
- Tak więc kto? - zdziwiona oczekiwałam odpowiedzi.
- Jak to kto? Ren. Ja tylko ciebie zaprosiłem.- powiedział i odszedł z innymi kobietami .
Stałam jak wryta. - Co? On mi kupił tą sukienkę i załatwił makijaż? Myślałam, że on mnie nienawidzi za ostatnie nasze spotkanie! - Byłam przerażona samą myślą spotkania go tutaj Postanowiłam się wymknąć. Jednak zauważyłam Rena obleganego tłumem pięknych kobiet i nie mogłam w takiej sytuacji wyjść. Zostając na przyjęciu poczułam wielką wściekłość za to że flirtuje z tymi kobietami, przecież to mi załatwił kosmetyczkę i sukienkę. Podszedł do mnie kelner z tacą na której stały kieliszki z czerwonym winem i mnie poczęstował. Wzięłam to wino z myślą, że jeden kieliszek mi nie zaszkodzi i je powoli sączyłam. Zauważyłam na horyzoncie piękną kobietę z wielkimi biustem w białej i obcisłej sukience, w której było widać wszystkie krągłości, a na domiar złego była taka krótka, że prawie majtki było jej widać. Skąd ona się urwała? Modliłam się o to, żeby nie podeszła do Rena Bóg mnie jednak nie wysłuchał i jednej chwili pojawiła się na przeciwko niego. Wpadłam w wściekłość! Nie sądziłam że jest takim rozpustnikiem! I co?! Jeszcze obdarzył ją anielskim uśmiechem.. Nie tym fałszywym ! Oburzona sięgnęłam po jeszcze jeden kieliszek czerwonego wina, mimo że wiedziałam, jak to może się skończyć. Wypiłam go z taką szybkością, że nawet nikt nie zauważył. Postanowiłam opuścić przyjęcie, żeby nie przeszkadzać we flircie Tsurugi z tymi kobietami. Wyszłam i chciałam się udać na pieszo do domu, jednak miałam małe problemy z nogami, gdyż odmawiały mi posłuszeństwa. Postanowiłam oprzeć się o mur i poczekać aż się poprawi. Zauważyłam że jestem na jakiejś nieznanej dotąd mi ulicy, na której żarzyły się żarówki od latarni, a drzewa ginęły gdzieś w mroku, tam gdzie światło nie dochodziło. Na przeciwko ciągnącego się, chyba z kilometr, zniszczonego muru stały domy mieszkalne. W mieszkaniach paliły się światła, czyli domownicy jeszcze nie śpią pomyślałam i przymknęłam oczy.
W tym czasie Ren zaczął mnie szukać.
- Wszystko dobrze Mogami-san - zapytał się, gdy już mnie znalazł.
- O, Tsuruga-san! Myślałam, że jesteś na mnie zły... - Wyprostowałam się i stanęłam z nim twarzą, w twarz.
Ren nie wytrzymał tego. Przycisnął mnie do muru. Zabierając mi jakąkolwiek drogę ucieczki i podniósł, łapiąc za nogi tak, aby nasze twarze prawie się stykały:
- Tak, jestem wściekły na ciebie, nie wiem czemu kupiłem ci tą sukienkę i tak naprawdę w tym momencie nie chce ciebie znać. - Ren ze złością na twarzy zauważył nadjeżdżającą taksówkę.Opuścił mnie na zimny chodnik . Zatrzymał  taksówkę. Dał taksówkarzowi 8000 yen(ok 200zł)  i powiedział:
- Proszę zabrać tą panią gdzie będzie chciała.
- Dobrze proszę pana - taksówkarz pochylił swoją czapkę z darszkiem w strone Rena.
Tsuruga-san otworzył drzwi i wprowadził mnie do taksówki zatrzaskując mocno drzwi. Siedząc w stojącej taksówce zdjęłam nowe buty. Zauważyłam, że moje stopy są mocno obtarte. Wymasowałam lekko stopy i nagle poczułam na nich chłód. Przecierając twarz zauważyłam, że płacze " Poleciały? Dlaczego? Gdzie Tsuruga-san?".  Widząc, że odchodzi wybiegłam z taksówki i słysząc za plecami:
- Gdzie panienka się wybiera? - zapytał taksówkarz.
- Zaraz wracam - odpowiedziałam - proszę zaczekać.
Biegnąc bez butów skaleczyłam się w nogę. W głowie wirowało mi mocno, że ledwo szłam. Nareszcie widząc w oddali ciemną sylwetkę Rena skąpaną w blasku latarni podbiegłam i wskoczyłam mu na plecy. Nie wiem dlaczego tak postąpiłam, po prostu - żeby nie odszedł. Ren poczuł na plecach uścisk, i ciepło. Zorientował się że to ja wiszę na jego plecach jak worek.
- D.. dlaczego powiedziałeś że nie chcesz mnie znać? - wyszeptałam trzęsącym głosem do jego ucha, jakbym się bała, że ktoś mnie usłyszy.
- Powiedziałem co myślałem - oznajmił mi stanowczo Ren.
- Ja, ja cię tak szanuję - z lekkim płaczem wyszeptałam te słowa
- Szacunek tutaj nie ma nic do rzeczy. Naprawdę tylko mnie szanujesz?
Wiedziałam  jaka będzie jego reakcja na moje słowa. Ukrywając głowę na jego plecach wyszeptałam te słowa najciszej jak mogłam, żeby tylko ich nie usłyszał.
- Kocham cię Tsuruga- san - i zsunęłam się powoli z jego pleców. Oddalając się od Rena, odwróciłam się do niego zapłakana z nadzieją, że patrzy. Jednak ujrzałam tylko jego plecy, na których przed chwilą wisiałam. Z powrotem wsiadłam do taksówki.
- Proszę jechać.
- Tak proszę pani - taksówkarz ruszył, jednak jego ciekawość co do tej sytuacji była taka wielka, że spytał :
- I co? Udało się?
- Z czym?
- No z tym facetem...
- Heh. Chciałabym jednak to niemożliwe - powiedziałam z żalem w głosie.
- Przykro mi - odpowiedział, jakby chciał mnie pocieszyć.
Od tego zdarzenia przepłakałam kilka dni. Leżałam na łóżku z chusteczką w jednej ręce i podusią w drugiej ręce. Nagle słyszałam, że dostałam sms-a. Kiedy podeszłam do telefonu sprawdzić kto napisał do mnie, zauważyłam, że to szef LME! Wściekłam się! Za to co się ostatnio zdarzyło na jego przyjęciu! W pośpiechu prawie nie zmiażdżyłam telefon. Przeczytałam tego "przeklętego sms-a". Wiadomości o treści: "Witaj Kyoko! Pośpiesz się i wpadaj do mojej rezydencji. Rodzina Hellów powraca! Pozdrawiam" .
- Co?! Ja mam jeszcze po tej całej sytuacji grać Setsu?! On chyba sobie kpi ze mnie, ale jeżeli tego nie zrobie szef będzie zawiedziony... - Próbowałam się przekonać do tego. Ruszyłam niechętnie w drogę - do posiadłości szefa. Zostałam przywitana przez lokaja i wpuszczona do środka. Wizażystka już na mnie czekała. Usiadłam na krześle. Kiedy już skończyliśmy, został mi tylko ubiór. Nagle szef wszedł do pokoju i mówi :
- Kyoko- san! Musisz się pośpieszyć! Ren musi zjeść kolacje, przecież wiesz, jak on się źle odżywia. - z błagalnym spojrzeniem wypowiedział te zdania.
- Ja muszę się jeszcze przebrać i w ogóle... -  próbowałam, jak najbardziej przeciągnąć czas, tak żeby się nie spotkać z Renem.
- To nie szkodzi. Przebierzesz się na miejscu. Nie martw się. On ma zdjęcia dzisiaj o 20, a jest 18.30. Zdążysz dojechać, przebrać się i zrobić kolacje - nalegał.
- Dobrze proszę pana - za namową uległam mu.
- Świetnie! Teraz wsiadaj i jedź! - Popchał mnie lekko w stronę wyjścia i pożegnał mnie z uśmiechem i zamknął drzwi.
- Eh... no dobra ! Teraz już po ptokach. Muszę jak najszybciej dojechać tam i się przebrać. Po około 30 minutach dotarłam na miejsce. Wbiłam do hotelu, gdzie dowiedziałam się, że wszystkie pokoje są zajęte.
- Proszę się nie martwić. Będę miała pokój z braciszkiem - ze śmiechem pomachałam do boya hotelowego. Kiedy doszliśmy do pokoju poinformowano mnie, że łazienka jest zepsuta i że muszę zejść dziewięc pięter w dół, aby wejść do łazienki.
- Dlaczego nie dostaliśmy innego pokoju? - zapytałam się.
- Pani brat powiedział, że to mu nie przeszkadza, bo od rana do wieczora będzie na zdjęciach, a jak skończy to na dole się wykąpie.
Skubany! O mnie nie pomyślał, chyba się mści za to tamto.
- Okej, skoro braciszek się zgodził to mi to nie przeszkadza - z uśmiechem na twarzy odpowiedziałam, próbując przekonać miłego chłopaczka z trądzikiem na twarzy. Następnie, kiedy młody sobie już poszedł, zauważyłam, że Tsurugi jeszcze nie ma w pokoju. Postanowiłam, jak najszybciej się przebrać. Ściągałam z siebie wszystko po kolei aż zostałam w samej bieliźnie. To czas na ubrania Setsu. Zauważyłam, podczas wyciągania ubrań z torby, urwało mi się ramiączko od stanika, więc postanowiłam i jego zmienić na inny ma podarty stanik - Hm... to chyba wtedy jak goniłam tego pięknego motylka... .-  jednym ruchem ściągnęłam stanik, który był tak zniszczony, że nawet nie musiałam go ściągać - sam spadł. Kiedy tak sobie stałam usłyszałam otwieranie drzwi, a w nich ujrzałam Rena. Zdenerwowałam się. Szybko złapałam za pierwszą lepszą rzecz, aby się osłonić. Los chciał, że to był malutki ręcznik pokojowy, który Tsuruga-san używał do wycierania się po prysznicu. Poczułam się zażenowana.
- Widzisz bo... Braciszku miałam zrobić tobie kolację, ale nie było czasu, aby się przebrać, więc... - spojrzałam na Rena.
- Dlaczego się wstydzisz Setsu? Jesteśmy rodzeństwem. Ty mnie nagiego widziałaś, a poza tym i tak nie masz nic do pokazania. - Ren złapał za zegarek, którego zapomniał i powiedział:
- Przyszedłem po to. Sesja się przedłużyła i będziemy pracować do 21, więc nie czekaj na mnie. Wychodząc zatrzasnął mocno drzwi.
E tam. Na pewno nic nie widział. Haha! Czym ja się martwię i tak nie mam czego pokazywać... - przypominając sobie słowa braciszka wściekłam się, ale postanowiłam się odstresować i zrobić omlet ryżowy na kolacje. Kończąc kolacje spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest po 21. Postanowiłam poszukać braciszka i wychodząc z pokoju zobaczyłam go stojącego przede mną.  Poczułam nagły przypływ gniewu. Tsuruga-san widząc moją zgorzkniała minę na jego widok, podchodzi bliżej poklepuję mnie po głowie i bierze na ręce wyszeptując słowa:
- Witaj Setsu, jak ci minął dzień? -  zaniósł mnie do pokoju.  Nie zdążyłam odpowiedzieć na pytanie Rena. Zgasił światło i rzucił mnie na łóżko. Poczułam się głupio, przecież to nie moje  łóżko, tylko braciszka!. Tsuruga szybkim ruchem zgarnął pościel, położył się niemal na mnie  i  kciukiem musnął moje pomalowane na różowo usta. Wypowiadając słowo:
- Dobranoc - nasunął na siebie i na mnie kołdrę. Zasnął w kilka sekund. Ja  z trybu "Setsu" przeszłam w tryb " drewienka". W myślach kłębiły mi się okropne myśli. Kiedy odwróciłam głowę w stronę Rena, ujrzałam jego usta - były tak blisko. Próbowałam się oprzeć temu widokowi, ale nie mogłam. Jego twarz wyglądała tak pięknie, że przegrałam walkę z samą sobą. Powoli przybliżyłam swoje usta do jego ust. Czułam żar w środku siebie, czułam, że muszę  go pocałować. Musnęłam go delikatnie po ustach mówiąc szeptem:
- To jest mój pierwszy pocałunek - i z uśmiechem na twarzy zaczerwieniłam się jak nigdy dotąd. Wtuliłam się w klatkę piersiową Rena tak delikatnie, że nawet się nie obudził i zasnęłam. Następnego dnia chodziłam, jak struta przypominając sobie to co zrobiłam. Ren podszedł do mnie. Nie mogłam jednak spojrzeć mu w oczy.
- Setsu, musimy iść na plan.
- Tak braciszku.-  kiwając głową ruszyłam z nim na plan.

Ciekawostki :)
Edit: Karmel